jeden z wielu moich porankow lecz ktoz takich nie miewa kiedy budzac sie leniwie wciaz tylko ziewa ...ziewa....i ziewa
5 rano świat się wali budzik przeraźliwie wrzeszczy
mam wrażenie gdy się ruszam że mi każda kostka trzeszczy
jeszcze chwila jeszcze moment jeszcze jakieś 5 minutek
jak nie dośpię tych chwil kilka nie wiem jaki będzie skutek
choć mi trudno choć mi ciężko muszę jednak ruszyć dupe
wstaję, sunę do łazienki zrobić siku no i kupę
pod prysznicem oczy ciapią mam wrażenie że śpię dalej
sił ostatkiem cichym głosem wołam - Krycha kawy nalej...
na tortury przyszła kolej muszę przecież się ogolić
bo jak wyjdę zarośnięty Krycha będzie mi pie.rdolic
patrzę w lustro jak lunatyk nie poznaję swojej twarzy
o powrocie do pościeli moje cielsko ciągle marzy....
może by tak wziąć dzień wolny? przecież świat się nie zawali
z drugiej strony jednak myślę.. a jak szef za drzwi wywali?
myśląc tak i rozważając skrobię ryja z każdej strony
zapomniałem że czas płynie ...czas co jest mi wyznaczony
ogolony wypachniony nadal czując niedospanie
w tej porannej ceremonii przyszedł czas na ubieranie
jednym okiem rzut na budzik przyspieszenie spowodował
gdzie są spodnie! gdzie koszula! i tel. gdzież się schował?
jeszcze krawat by się przydał biegnę więc do wielkiej szafy
który wybrać ? w paski w kropki ? myśl że chłopie nie strzel gafy
biegam jak kot poparzony klnąc pod nosem czasu mało
a przed wyjściem standardowo wypić kawę by się zdało
a czas biegnie wciąż ucieka i tykaniem swym napędza
jeszcze Krycha mi marudzi... ja pier.dole... co za jędza
już za drzwiami na półpiętrze znowu słyszę Krychy krzyki
gdzie baranie już wybiegłeś !! wracaj tutaj....a kluczyki?!!
wierzcie mi, to nie przesada tak mnie ten poranek zmęczył
to wstawanie... to bieganie... i głos Krychy tak udręczył
że choć pracę swoją cenię bo mi satysfakcję daje
na myśl samą o poranku mózg mi w szerz i w poprzek staje
a na koniec myśl przytoczę - jak cudowne miałbym życie
bym nie musiał niczym kogut co dnia budzić się o świcie....