Wczoraj w mym śnie
Znów się pojawiłaś
Cicho cichutko
Jak wtedy
Gdy byłaś
Objęłaś ramionami
Mocno przytuliłaś
Tak jak kiedyś
Jak wtedy
Gdy byłaś
sen o niej
Jesteśmy aż tak tępym społeczeństwem?
Trafiłem w necie na ciekawy artykuł:
https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/nauka-i-technika/co-czwarty-polak-jest-przekonany-%C5%BCe-pierwsi-ludzie-widzieli-dinozaury-eurobarometr-obna%C5%BCa-luki-w-wiedzy-polak%C3%B3w/ar-AAQre38?ocid=msedgdhp
Polecam lekturę.
Odnoszę wrażenie, że dane w nim zawarte znajdują odbicie w naszej obecnej polskiej rzeczywistości.
Odeszłam,lecz wracam
Wiatr już nie wiruje w moich włosach
Myśli nie plącze
Kiedy gonie wspomnienia
I pytanie czy złapie swoje marzenia?
Może jeszcze życie zaskoczy
Ogrzeje dłonie
I w sercu zapali płomienie
Tamto życie odeszło
Ogniem nie płonie
Dałam czas czasowi
Może chce uciec przed światem
Na chwilę ,może dwie
Chce być Twoja tajemnicą
Taka dobra czarownicą
Jestem takim innym życiem
Każda nocą jak i dniem
Dla mnie jesteś taki znany
Jak i nie ...
Mów do mnie Kochanie
Nawet jak o niczym będzie
Ta rozmowa...
Wtulona w Twoje ciepłe ramie
Będę słuchać, słuchać, słuchać
Zagadka rodziny ze Starowej Góry
O tym, że każdego dnia ktoś „znika z naszych oczu”, dowiadujemy się z gazet, wiadomości, portali społecznościowych, a bywa że niestety i z osobistych doświadczeń. Znikają dorośli, dzieci, kobiety i mężczyźni, lekkoduchy, które życie traktują z przymrużeniem oka ale i też osoby o których nie można powiedzieć, że się tego po nich spodziewaliśmy. Wyczytałam, że w Polsce przeciętnie w ciągu roku odnotowuje się 20-21 tysięcy zaginięć, a 95 % osób zgłaszanych jako zaginione jednak się odnajduje. Jednak bez jakiegokolwiek ryzyka można stwierdzić, że za każdym takim zniknięciem kryje się zagadka większa, mniejsza, nierzadko bardzo traumatyczna i pełna zadziwiających, mylnych tropów.
Gdy znika cała rodzina, „na bank” spodziewamy się, że stoi za tym coś szczególnie tajemniczego i powikłanego. I tak też niewątpliwie uznali, choć początkowo ze sporą dawką niedowierzania policjanci ze Rzgowa, gdy roztrzęsiona i zaaferowana kobieta przyszła powiadomić o tym, że dom jej siostry stoi od wielu dni pusty, ogród zarasta chwastami, nikt z tamtej rodziny nie daje znaku życia, a ich telefony pozostają niezmiennie wyłączone.
Przeniesiemy się zatem do wsi pod Łodzią – Starowej Góry. Mamy rok 2003. W nowopobudowanym domu mieszka pięcioosobowa, trzypokoleniowa rodzina Bogdańskich: Krzysztof, Bożena, mama Krzysztofa - Danuta oraz dwójka dzieci pary: szesnastoletnia Małgosia i dwunastoletni Kuba. To typowa rodzina, gdzie pan domu zarabia na utrzymanie jej członków, a jego żona zajmuje się prowadzeniem domu. Sam dom też nie wyróżnia się niczym szczególnym, zadbany budynek z pięknym, będącym „oczkiem w głowie” Bożeny, ogrodem. Rodzina wiedzie spokojne życie, dzieci chodzą do szkoły, rodzice spotykają się z przyjaciółmi oraz w gronie rodzinnym, szczególnie z rodzicami i siostrą Bożeny, Grażyną, choć co do tej ostatniej – to nie przepada ona za swym szwagrem.
Krzysztof odniósł zawodowy sukces. Zajmował się działalnością związaną z rynkiem informatycznym. Posiadał sklep z komputerami, drukarkami, skanerami i innymi akcesoriami związanymi z tą branżą a oprócz tego dostawał zlecenia na wprowadzanie systemów informatycznych w przeróżnych firmach. Dzięki swojemu przedsięwzięciu wybudował dom, kupił świetne jak na tamte lata auto, wielokrotnie jeździł z rodziną na wypady wakacyjne, a dzieci zapisał do prywatnych szkół.
Cóż, przemiany na rynku gospodarczym i fala taniego sprzętu, sprowadzanego z Chin do Polski, przyczyniły się do tego, że interes pana Bogdańskiego zaczął podupadać. Krzysztof nie mógł się z tym pogodzić i podejmował przeróżne działania, aby móc wciąż żyć na poziomie, do jakiego rodzina się przyzwyczaiła. Posunął się nawet do tego, że handlował pirackimi oprogramowaniami, lecz co ważniejsze, zaczął grać bardzo ryzykownie na giełdzie. W jego firmie aż sześć komputerów analizowało dane giełdowe, a Krzysztof uważał się, dzięki temu, za wytrawnego, giełdowego gracza i zachęcał również swoich przyjaciół, aby i oni inwestowali pieniądze. W ostatnim czasie przed zaginięciem pożyczył on znaczną sumę pieniędzy od znajomego, w nadziei, iż poczyni świetne interesy na rynku nieruchomości, poprzez zakup i sprzedaż działek budowlanych. Jednak i to nie pomaga i nie zapobiegła złej sytuacji i faktowi, że rodzina żyje ponad stan, a sam Bogdański nie daje sobie rady z problemami finansowymi.
Przychodzi wiosna 2003 roku i zbliżają się Święta Wielkanocne. Do matki Bożeny dzwoni zięć i informuje ją, że w tym roku wyjątkowo nie spotkają się przy stole wielkanocnym. Opowiada, że żona podjęła decyzję o powrocie do życia zawodowego. Chciałaby założyć biuro podróży i aby nauczyć się specyfiki tej działalności postanowiła pojechać na odpowiednie szkolenie do Wrocławia. Szkolenie to będzie trwało kilka dni, więc Bogdańscy uznają to za świetną okazję by kobieta wzięła ze sobą dzieci i pozwiedzali razem ciekawe miasto. Potem dołączy do nich sam Krzysztof i w komplecie pojadą do znajomych do Niemiec. Pomysł ten, choć trochę kontrowersyjny, bo trwa przecież rok szkolny i spędzanie świąt poza gronem rodzinnym, nie jest czymś zwyczajnym dla tej rodziny, jednak nie wzbudza aż tak dużych podejrzeń i zostaje przyjęty do wiadomości przez teściów. Jedynie jeszcze sama Bożena dzwoni do siostry Grażyny i w rozmowie sugeruje, że przytłaczają ją jakieś problemy, o których chciałaby porozmawiać, jednak nie przez telefon i w późniejszym terminie. W domu Bogdańskich zjawia się ojciec sióstr i zastaje w nim już tylko samego zięcia, który malując strych, potwierdza wyjazd żony i dzieci oraz deklaruje chęć przyłączenia się do nich, zgodnie z planem. Natomiast nieobecność swojej matki tłumaczy jej wizytą u znajomych na czas remontu w domu. Dochodzi również do dość zagadkowego spotkania ze siostrą pani Bogdańskiej. Gdy ta podjeżdża pod dom by spotkać się z siostrą przed jej wyjazdem do Wrocławia, widzi światło lecz drzwi pozostają zamknięte. Kobieta nie daje za wygraną i nieustępliwie puka do drzwi i naciska na klakson zaparkowanego przed domem samochodu. Wychodzi Krzysztof i w oschłym tonie informuje o nieobecności reszty członków rodziny a swojego gościa nie tylko, że nie zamierza wpuścić za próg domu ale i prosi o szybkie wyniesienie się stąd bowiem jest bardzo zajęty. Potem sam Krzysztof jest jeszcze widziany w otoczeniu swojego domu przez sąsiadów.
Mijają święta i jakiś czas po nich, a ze strony rodziny Bogdańskich nie ma żadnego sygnału. Dzieci nie wróciły do szkół, dom stoi pusty, ulubione rośliny ogrodowe Bożeny marnieją. Siostra pani Bogdańskiej, Grażyna, uznaje, że pomimo, iż szwagier uprzedzał, że ich nieobecność może się przedłużyć, w związku z planowaną wizytą u znajomych w Niemczech, trzeba jednak zgłosić zaginięcie.
Funkcjonariusze początkowo niechętnie dają wiarę w jej opowieść no bo to raczej niebywałe aby cała rodzina tak nagle zniknęła bez śladu. Sprawdzają u znajomych z Niemiec, jednak ci twierdzą, że nie tylko nie gościli Bogdańskich ale i wcale nie umawiali się na takie spotkanie. Po kilku dniach podjęta zostaje decyzja o wkroczeniu do domu w Starowej Górze. A tu… Idealny porządek. Firanki uprane, wysprzątane, odkurzone, wszędzie widać schludną rękę pani domu, przygotowane i poprasowane rzeczy do ubrania domowników, na stole obrus i świąteczny stroik i tylko w lodówce psuje się jedzenie o krótkim terminie do spożycia. Policja sprawdza ściany, podłogi, kąty domu luminolem na okoliczność plam krwi. Brak śladów. Wiele też wskazuje, że na swoim miejscu są wszystkie rzeczy domowników. Są ich ubrania, walizki, szczoteczki do zębów, ładowarki od telefonów, ulubiony sweter pani domu, bez którego nie wyobrażała sobie wyjścia gdziekolwiek, również niezniknęły lekarstwa schorowanej matki Krzysztofa. I dopiero później policja stwierdza brak dokumentów, dowodów, prawo jazdy, paszportów oraz telefonów domowników, choć te od zaginięcia nie logowały się do sieci. Mama pani domu, zauważa, że nie może odnaleźć piżamy wnuka mimo, iż inne jego ubrania pozostały nienaruszone. Wszystko to wygląda tak, jakby domownicy opuścili dom na chwilę i mieli zamiar zaraz do niego wrócić.
W toku śledztwa wychodzą na jaw niepokojące fakty. Przede wszystkim sytuacja finansowa rodziny okazała się wręcz katastrofalna. Oprócz pożyczek od rodziny i znajomych Bogdańscy zaciągnęli kredyty w wielu bankach. Zrobili to, co w tamtych latach było jeszcze możliwe, wielokrotnie pod zastaw domu. I uczestniczył w tym nie tylko sam Krzysztof ale również Bożena i matka Krzysztofa. W kwietniu rodzina wyczyściła również swoje karty kredytowe. Różne źródła podają, że w chwili zniknięcia, zadłużenie Bogdańskich w bankach sięgało nawet miliona złotych. Za zaginionymi banki wystawiły listy gończe. Ojciec Bożeny przypomina sobie pewien niepokojący fakt, bowiem zięć w okresie na kilka tygodni przed wyjazdem nalegał aby ten nauczył się od niego obsługi ich pieca centralnego, tak na wszelki wypadek. Niby to samo w sobie nie jest dziwne, jednak w świetle zdarzeń i tego, że zięć nalegał o to w kwietniu wydaje się podejrzane. Policja odkrywa również, że sam Bogdański szukał przez internet oraz wypytywał znajomych o możliwość zdobycia fałszywych dokumentów.
Od tego przedziwnego zniknięcia rodz,iny upłynęło prawie dziewiętnaście lat. Po sprawdzeniu i podjęciu wielu tropów powstało kilka hipotez na ten temat. Rozważano zemstę i porwanie rodziny przez wierzycieli bowiem istnieje spore prawdopodobieństwo, że zapożyczali się oni również w podejrzanych kręgach. Oczywiście poważnie brana jest pod uwagę możliwość zorganizowanej ucieczki za granicę całej rodziny. Uwagę śledczych wzbudził zapis w pamiętniku pozostawionym przez Małgosię, córkę Bogdańskich o jakiejś ogromnej tragedii finansowej, jaka spotkała ich rodzinę oraz wspólniku taty, który przekroczył już granicę. Do dziś nie wiadomo kim mógł być ów wspólnik oraz w jakim sensie przekroczył on granicę. Zagadkowe również jest to, że w komputerach w firmie Krzysztofa usunięto wszystkie dyski.Jednak wzbudzającą najbardziej żywy odbiór jest hipoteza o zabójstwie rodziny przez głowę domu i jego ucieczkę bądź samobójstwo.
Mowa była też o wstąpieniu do sekty, o tym, że sam Krzysztof uzyskał statut świadka koronnego jednak póki co, choć w sprawę zaginięcia Bogdańskich zaangażowany został również Interpol, a sama rodzina Bogdańskich szukała pomocy u jasnowidza, który powiedział im, że żyją, lecz nie chcą z nikim kontaktu, to do dnia dzisiejszego pozostaje ona nierozwiązaną zagadką.
Krzysztof Bogdański
Bożena Bogdańska
Małgosia Bogdańska (progresja wiekowa)
Kuba Bogdański (progresja wiekowa)
Miłość
"Miłość to jedna dusza w dwóch ciałach"?
(nie)kochane melodie
w nieśmiałym spojrzeniu
ukrywam resztki łez
nim wymkną się zauważone
zalepiając kąciki ust
tak bardzo dziś do dołu skierowane ...
jedno małe nieporozumienie...
jeden haust niemiarodajnego sprzeciwu
powoduje że szala przechyla się na stronę małej wojny
o której już nie pamiętaliśmy...
do teraz...
...Nie zapominaj o drzwiach w których klucz do mojego świata znalazłaś...
Przypominam że mój konkurs nadal trwa :)
Gracz który będzie u mnie na profilu jako 10 000 odwiedzający otrzyma ode mnie piwko w formie prezentu :)
11.11 dla niektórych to Black Friday
„Niezrozumienie teraźniejszości jest konsekwencją nieznajomości przeszłości”
(Marc Bloch)
Afisz z obwieszczeniem nadburmistrza w Lublinie, Fritza Saurmanna z dn. 9 XI 1939 r. o przewidzianych karach wobec Polaków świętujących 11 Listopada 1939 (sobota). Czytając ten afisz należy pamiętać, że byliśmy wtedy pod okupacją niemiecką ..
Kto 11 listopada 1939 r. dokona zaburzenia spokoju i porządku publicznego, szczególnie, kto obowiązkowo nie będzie wykonywał swojej pracy, albo też swojej służby, sklepy, a głównie sklepy spożywcze będzie miał zamknięte, polskie barwy w jakimkolwiek zestawieniu będzie pokazywał, brał udział w pochodach, albo przez przemówienie, względnie niedozwolone zebrania ludności podburzał, będzie surowo ukarany.
Lublin, dnia 9.XI.1939 gen. SAURMANN
źródło : IPN GK 162/II/1799