Crisstimm

 
Rejestracja: 2007-12-14
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Punkty28więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 172
Ostatnia gra
Literki

Literki

Literki
20 dni temu

Zamiast Zenusia...

- Zenuuuuuś! Zenek! Nie uwierzysz jak ja się dziś spłakałam - zawołałam po powrocie z piątkowego wypadu do kina z koleżankami.
Mąż siedział w ulubionym, ciemnozielonym fotelu oglądając relację z meczu piłki nożnej. Przystanęłam, przypatrując się jego lekko przygarbionej sylwetce, pluszowemu meblowi, stoliczkowi ze szklanym blatem i stojącemu na nim kuflowi piwa.
- Kochanie, długo tak siedzisz w tym fotelu? A na świecie rozgrywają się niezwykłe dramaty, niebywałe historie, łzy kapią, miłosne rozterki rozdzierają dusze...
- Ciiiii, Żabcia - uciszył mnie - ciiii... Nie widzisz? Zaraz jak nic Ronaldo strzeli gola. Czekaj, bądź cicho przez moment.
- Zenek! Tylko bardzo proszę, bez przemocy w rodzinie, tak! Nie unoś niepotrzebnie głosu!
Zenuś wyprostował się i oderwał wzrok od ekranu.
- Co? Jaka przemoc? Patrz - wskazał ręką na telewizor - Real Madryt prowadzi, a zaraz jego przewaga urośnie, bo Ronaldo...
- Ronaldo? Jaki znowu Ronaldo? Zenek, ty mi tu nie mydl oczu jakimiś egzotycznymi imionami, gdy ja jeszcze wciąż nie mogę się otrząsnąć po "Porywistych łzach".
- Żaba, Ronaldo to nazwisko, imię tego piłkarza to Cristiano.
- Cristiano.... aaa... Cristiano. Główny bohater "Porywistych łez" miał podobne imię. Niezwykle romantyczne i gorące, czekaj... czekaj - Augusto, tak Augusto.
- Taki piłkarz też jest - Renato Augusto.
- A na tego drugiego, co to próbował odebrać mu główną bohaterkę też fajnie wołali - Leo. Leo, brzmi drapieżnie, a zarazem tak ciepło... ech... taki Leo to...
- Leo, Lionel ma na imię Messi, argentyński napastnik.
- Zenuś, ja cię grzecznie proszę... Ja się tu dzielę z tobą swoimi przemyśleniami na temat sztuki filmowej, a ty w kółko o piłkarzach, napastnikach.
Mąż jednak znów utkwił wzrok w telewizorze i zamilkł. Przysiadłam na kanapie obok fotela i pogłaskałam go po ramieniu.
- A wiesz Zenku, tak sobie myślę, a nawet zastanawiam się, dlaczego rodzice skrzywdzili mnie i dali takie pospolite imię.
A jednak jest coś w stanie oderwać mojego męża od oglądania tej beznadziejnej gry, co to tylko się biega w wyznaczonym prostokącie i od czasu do czasu kopie piłkę.
- No co ty Żabcia? Masz jedno z najpiękniejszych imion jakie znam...
- Nic nie rozumiesz , ja jestem wprost pewna, że nawet jeszcze dziś mogłabym się przyzwyczaić do tego, aby zwracano się do mnie, na przykład Gizelle (czyt. Żizell), albo Colette (czyt. Kolet), albo nawet coś prostszego i bezpretensjonalnego jak Lilli...
- Lili? Jak na psa? Lili?
- Nie Lili, tylko posłuchaj... Lil-li. Tutaj trzeba nadać odpowiednią melodykę i akcent, trzeba z tego słowa wydobyć piękno i ... no posłuchaj Lil-li...
- Żabcia, sorry ale to za nic nie pasuje do ciebie.
- No dobrze, to może z innego obszaru geograficznego. Uważam, że trafnie z moją egzotyczną urodą harmonizowałoby coś takiego jak Arshia (ind. boska), czy też Karishma (ind. cud), lub choćby Sushila (ind. kobieta z dobrym charakterem).
Mąż przymrużył oczy i bez słowa wpatrywał się we mnie. Przyznam, że nawet niepokojąco to wyglądało. Postanowiłam zastosować zwrot psychologiczny i natychmiast zmienić temat.
- To może jednak porozmawiajmy o twoim imieniu.
- A co z nim jest nie tak? - zdziwił się.
- Nie no, ja to się już przyzwyczaiłam, ale sam przyznaj - Zenon to nie jest szczyt wyrafinowania...
- Jasne, że nie i szczerze dziękuję za to moim rodzicom.
- Szczególnie mamusi - zauważyłam z lekkim przekąsem - uważam, że to właśnie ona wpadła na ten niezwykle wstrząsający pomysł, aby tak cię nazwać.
- Żabuś...
- Jestem pewna, że idealnie z twoim typem urody współgrałby Carlos... posłuchaj Zenuś... Carlossss, mmmm...
Ze strony męża odpowiedziała cisza. No tak, chyba nie trafiłam w jego gust. Święci pańscy, jak ciężko dogadać się z facetami. Spróbowałam raz jeszcze.
- Ricardo? Nie? To może chociaż Xavier? - rozpaczliwie zaryzykowałam ostatni raz.
Zenek uśmiechnął się
- Abel Xavier, portugalski obrońca...
- Co?
- Nic, nic. Wiesz Żabcia, albo raczej... moja Małgoś kochana - zostańmy przy tym czym obdarowali nas rodzice. Zrobili to może niezbyt mądrze, niezbyt wyrafinowanie i może wbrew panującej modzie, ale zrobili to z miłością i tego się trzymajmy.
Przez chwilę siedziałam zadumana. Może ma rację ten mój mąż, bo niby jakby to brzmiało, gdybym zamiast "Zenuuuś" wrzeszczała od progu "Xavier"?