- Zenuś! - zaszlochałam, czujnie nasłuchując, kiedy mąż wróci do domu.
- Zenku? - zapłakałam ciut głośniej, bo nie usłyszałam adekwatnej do powagi sytuacji, reakcji z jego strony.
Siedziałam już dobrą godzinę przed telewizorem i oglądałam program ekologiczny "Żywa Ziemia".
Święci
Pańscy czego to ja się z niego dowiedziałam? To straszne, karygodne, to
woła o pomstę do błękitnego nieba! Rabunkowa eksploatacja zasobów
naturalnych pozbawia ludzkość przyszłości, a miliardy niewinnych istnień
może w każdej chwili zakończyć bytowanie, a wszystko to z racji tego,
że sami sobie podcinamy gałąź drzewa natury. Dostałam gęsiej skórki i
zawrotów głowy od nagromadzonej, przez tę godzinę, informacji. Bogu
dziękować, że Zenuś już wrócił z pracy bo dłużej już nie wytrzymałabym
osamotnienia w straszliwym, globalnym nieszczęściu!
- Zenon! - rozpacz przyprawiła mój głos o dziwną chrypkę.
Jezuuuu
słodki... to się dzieje naprawdę, to się dzieje już, teraz! Moje struny
głosowe jako pierwsze zareagowały na zanieczyszczenie świata? Co dalej?
Co dalej z ludzkością? Co dalej z jedną z jednostek czyli ze mną? Co z
moim głosem? A tu zapewne zaraz po jego utracie zaczną wypadać mi włosy,
zakwasi się cera, zdegenerują paznokcie, zmutują kości, a mięśnie
atrofizują*. Nastąpi ogólna degradacja organizmu, który przecież, każdy
to wie, jest w kosmicznej symbiozie z Matką Ziemią.
Zakryłam twarz dłońmi i zaniosłam nieutulonym, dojmującym płaczem.
Płacz, płacz, pomyślałam, i ciesz się, że jeszcze go słychać.
Moje
biedne prawnuki, łkałam, co ja mówię... przecież godne współczucia będą
już moje wnuki, a może nawet dzieci. Nieszczęsna ja sama i nieszczęsny
ukochany mój Zenuś. Zenuś?
- Zenek! - wrzasnęłam - Zenek, nie pozwól
mi zginąć wskutek efektu cieplarnianego i wyczerpania zasobów
naturalnych! Nie pozwól abym odeszła w niebyt i w nicość z powodu
stepowienia!
- Co? - Mąż mój stanął jednocześnie w progu pokoju i na
wysokości zadania, pojmując w lot w czym rzecz. - Jakież znowu
stepowienie Żabcia?
- Jakie, jakie? Pierwszy raz słyszysz to słowo?
- Nie no, znam, ale nie widzę żadnej przyczyny jego użycia w tracie rozpaczliwego płaczu mojej żony.
-
Jest wiele przyczyn mojej rozpaczy, choćby... choćby właśnie owo
postępujące stepowienie skóry z racji wysuszenia włókien kolagenowych
przez promieniowanie ultrafioletowe.
- Żabcia jak Boga kocham nic z tego nie rozumiem.
-
No właśnie! Ty jak zwykle nic nie rozumiesz, podobnie jak prawie cała
reszta świata. Nieliczni ogarniają rozmiar problemu i to jest właśnie
dramat na skalę kosmiczną. Przez takich jak ty mamy zanieczyszczenie
antropogeniczne, efekt cieplarniany, kwaśne deszcze i dziurę ozonową.
Dziura ozonowa... o Jezu słodki! Freon! Aerozole!
Dotarło właśnie do
mnie, że czasami ja również nieświadomym działaniem, przyczyniałam się
do przybliżania końca świata. Wstałam i jak szalona popędziłam do
łazienki wyrzucić wszystkie dezodoranty. Mąż podreptał za mną i w
milczeniu patrzył na moje poczynania.
Lakier, pianka do włosów - co
prawda nie w aerozolu, ale lepiej dmuchać na zimne, mój dezodorant,
Zenka antyperspirant - wszystko to lądowało w koszu na śmieci.
-
Kochanie - Zenek w końcu się odezwał - rozumiem, że musiało się zdarzyć
coś, co skłoniło cię do przyjęcia postawy wojującego ekologa, ale
proszę, zostaw ten antyperspirant, ratuje mi skórę i to dosłownie,
każdego dnia.
- Oszalałeś? Czy ty nie zdajesz sobie sprawy jaką
krzywdę czynisz matce naturze swoją niefrasobliwą postawą? Fale upałów,
susze, huragany, trąby powietrzne, gradobicia i mnóstwo innych zjawisk
ekstremalnych rodzi się właśnie w takich łazienkach jak nasza.
- Co?
- Mało ci?
-
Nie Żaba, nie... ale... kochanie, przecież problem dziury ozonowej mamy
już od wielu lat i pewnie jeszcze wiele będziemy mieli, choć gdzieś tam
czytałem, że największe jej rozmiary za nami.
- Skąd ja wiedziałam,
że coś takiego mi powiesz? No skąd? - Gorycz w moim głosie była tak
silna, że zabiła nieekologiczną chrypkę.
- Pocieszasz się jedną
jaskółką, co to wiosny nie czyni i zasłaniasz oczy jak jedna z trzech
małp, aby nie dostrzec istoty zagadnienia, a tymczasem efekt
cieplarniany notorycznie i długofalowo zmienia nam klimat.
- Żabcia,
nie chcę się z tobą sprzeczać, choć skądinąd słyszałem, że gazy
cieplarniane emitowane wskutek działalności człowieka mają znikome
znaczenie w kształtowaniu globalnej temperatury powietrza... I nie żebym
miał coś przeciwko twojej trosce o naszą planetę, jednak proszę cię,
nie rób tego tak... drastycznie.
Święci Pańscy, jaki ten mój mąż
beztroski i jak lekkomyślnie szasta bogactwem pokoleń, również tych
przyszłych. No tak, to tylko uzmysławia mi, że muszę w dwójnasób ratować
świat, tak aby móc spojrzeć prawnukom prosto w oczy, również za męża.
Wymaszerowałam z łazienki z podniesioną głową i sucho zarządziłam:
-
Od dziś Zenuś ja będę odpowiedzialna za system ekonomiczny naszego
gospodarstwa domowego i oświadczam, że postaram się ze wszelkich sił i
dokładając szczególnej staranności, abyśmy żyli ekologicznie,
biodegradowalnie i zgodnie z harmonogramem natury. Zaczniemy, Zenuś, od
zdrowego odżywiania się. Wracając z pracy, mijam po drodze sklepik z
naturalną żywnością i mam zamiar natychmiast zrobić w nim solidne
zaopatrzenie.
- Proszę bardzo, ale to zdaje się dobry kawał drogi od naszego mieszkania.
-
No i co z tego? Jestem nieustępliwa jeśli chodzi o priorytety i
zapowiadam, że od dziś przechodzimy na organiczne produkty wytwarzane
zgodnie z prawami natury w gospodarstwach znajdujących się w
niezanieczyszczonym środowisku i stosujących metody ekologiczne, dzięki
którym zachowamy harmonię z przyrodą.
- Świetnie - mąż skwitował z uśmiechem moją przemowę - idę do piwnicy.
- Do piwnicy, po co, mamy tam jakieś zapasy dezodorantów?
-
Nie Żabciu, po rowery. Chyba nie wyobrażasz sobie, że po te rarytasy
ekologiczne pojedziemy ohydnym wynalazkiem techniki emitującym dwutlenek
węgla... nie licząc ołowiu i siarki?
* Wszelkie neologizmy są autorstwa Żabci i to ona ponosi za nie odpowiedzialność moralno-literacką.