Zmęczona opowieściami z historii ludzkości, sięgnęłam do prostszej na
pozór, problematyki świata zwierząt. Wzięłam pod lupę rodzicielstwo, a
dokładniej rzecz biorąc bycie tatusiem.
O obowiązkach ojcowskich
wielu mężczyzn mogłoby opowiadać godzinami, jedni z pozytywnym
nastawieniem, inni ze skrzywieniem ust. Wielu z nich zboczyłoby
niechybnie z tematu obowiązków, na przywileje, jakie z tego powodu
doświadczają. A wielu bijąc się w piersi zaręczałoby, że są najlepszymi
tatusiami na świecie. Czyżby? Przez chwilę pozwolę, by poprzez moje
usta, lub raczej pióro (no dobrze - klawiaturę) wypowiedzieli się
najlepsi tatusiowie świata.
KONIK MORSKI Hippocampus zwany Pławikonikiem
Panowie,
kobiety to potwory! Pływam sobie spokojnie, od czasu do czasu
kamuflując się, poprzez zmianę kolorku czy fryzurki. Nie, nie po to, aby
uniknąć odpowiedzialności za imprezkę z zeszłego tygodnia, czy też
skryć się przed jedną czy drugą kobyłką. Zaręczam, że robię to
wyłącznie, aby lepiej zintegrować się otoczeniem. Pływam więc sobie
spacerkiem, dostojnie, od czasu do czasu potrząsając grzywą i... bach.
Nie wiadomo skąd zjawia się przy mnie jedna taka paniusia, zapędza w
kozi róg, sprawnie owija wokół mnie, uniemożliwiając ucieczkę, bez
ceregieli i gry wstępnej specjalnym pokładełkiem składa jaja do mojej
torby, daje całusa i... odpływa. Rany! Jak ja się czuję?! A jak mam się
czuć? Gwałci mnie taka, zapładnia, a potem to ani telefonu, ani listu
czy głupiego maila i szukaj fali w morzu... Feministki, pfuj! Co robić
panowie? Zostaję sam z brzuchem, robiąc się coraz grubszy i mniej
atrakcyjny i tylko wspomnienie, tej jednej chwili sam na sam z mamusią,
ogrzewa moje nadwyrężone ego, do dnia porodu. Doszukuję się potem
podobieństwa do tej czy innej... Nie, nie żebym się żalił. Wieść niesie,
że samce babki mają jeszcze bardziej przerąbane. Gdy przychodzi
odpowiednia pora babeczka babka wygrzebuje w piasku głęboką jamkę,
składa jajka, przywabia mężusia, ten robi co do niego należy, a gdy to
zrobi, ta podstępna zdzira zasypuje wyjście i odpływa. No i zostaje
bidulek z dzieciakami, wachluje je ogonkiem, chucha, dmucha, gdy ta
sobie ucztuje, zażera wodorostami, a kto wie czy nie planktonem i nie
wiadomo co, jeszcze wyczynia. Dopiero po sześciu dniach uwalnia go,
pozwoli się najeść i... znów zapędza do następnej ciemnicy. Nieee,
panowie, ja to jednak mam cudowne życie. I co najważniejsze dzieciaki
zawsze wiedzą do kogo mówić: tatuś.
MARMOZETA LWIA, TAMARYNA Leontideus rosalia
Ja
to generalnie nie narzekam, dobrze jest jak jest. Fakt, że u nas w
stadzie zawsze rządzi jedna z bab, ale co tam, bo komu chciałoby się
wchodzić z nią w sprzeczki, na tematy typu: banany czy orzechy. Zresztą
ona jak wszystkie białogłowy, jakie znam, jest wspaniała i już. Co z
tego że niektórzy krzywiąc się, cedzą przez zęby: małpa jedna. Swoją
kobitkę wybieram raz, a dobrze. Oj, taka żoneczka to skarb. Ugotować, to
może nie ugotuje, ale podzieli się co lepszym kąskiem i kawałkiem
legowiska. I gdy przychodzi na świat owoc naszej cudownej miłości i
zjednoczenia ciał (cholera wie dlaczego natura na ogół obdarza nas
bliźniakami) już na trzeci, góra czwarty, piąty dzień po porodzie
odciążam ukochaną i zastępuję w obowiązkach rodzicielskich. Czyszczę,
głaszczę, iskam nasze maleńkie cudeńka, a żonka ma czas na odzyskanie
figury i urody. I tylko od czasu do czasu krzyczy do mnie: "pora na
karmienie", wtedy w podskokach zanoszę je jej, podaję i z czułością
przyglądam się scenie pełnej uroku macierzyństwa, by po chwili (zanim
znów zacznie krzyczeć) zabrać. Uwijam się na pełnych obrotach, głównie
by zadowolić żonusię, przecież biedaczka ma tak mało radości. I powiem
wam, żyjemy długo i szczęśliwie i żadna małpa nie psuje nam idylli.
Dochodzą mnie wieści, że w ogrodach zoologicznych, gdzie odseparowano
samców od matki i potomstwa, maleństwa umierały z powodu zaniedbania. No
i po im to było? Przecież wiadomo, że trzeba podjąć męską decyzję,
zakasać rękawy i odchować małpeczki. A, że czasem bywam zmęczony i
odrobinę wyprany z sił...
ŻABA DARWINA Rhinoderma darwini
Precz
ze stereotypami! Że co, że żaby to oślizgłe i bez uczuć osobniki? Że
taki żab to macho i rechotać bez opamiętania tylko umie? Że oślizgły i
zielono ma w głowie? Otóż nie, panowie. Gdy koleżanka-małżonka złoży
jaja, tak na oko ze dwadzieścia, trzydzieści, ja nie spuszczam ich z
oka, czekając aż uformują się z nich zgrabne kijaneczki. Dwa tygodnie
waruję jak pies, na krok nie odstępując, a po tym czasie... połykam.
Dzieciątka nie trafiają jednak do żołądka, ale do worków głosowych.
Rozwijają się tam, a grzbietowa powierzchnia ich ciałek zrasta się ze
ścianą rezonatora, aby odżywiać się poprzez mój organizm i za
pośrednictwem włosowatych naczyń krwionośnych. No cóż, jedyna
niedogodność to ta, że obowiązuje mnie wtedy ścisła dieta (no i że
głupio by wtedy uganiać się za jakąś inną żabcią, gdy dzieciaki "pod
bokiem"), do czasu aż kijanki przeistaczają w małe żabki. Za to
gdybyście widzieli jak te spryciule wyskakują tacie z pyska i idą własną
drogą. Pomacham im na pożegnanie i odchrząknę, bo wbrew faktom, coś mi
jeszcze w gardle siedzi.
Sami panowie widzicie, niełatwo
przeskoczyć poświęcenie tych tatusiów. Jednak , obojętnie czy ojcowska
troska o potomstwo przyjmie taką czy inną formę, jedno w tym świecie
jest wspólne: samice lubią troskliwych samców, a samce lubią (no chyba
że akurat nie lubią) samice, a z tego wiadomo co wynika. I tak
zatoczyliśmy koło.