Na skraju parku za kolumnami
samotny platan spokojnie stał
w jego cieniu pod gałązkami
niejeden ptaszek schronienie miał
wiatr liście czesał każdego ranka
deszczyk prysznicem rześkim był
gdy drobnych kropel leciała pianka
zmywając z niego codzienności pył
ptaszki codziennie pieściły śpiewaniem
dzięcioł o jego zdrowie dbał
liście chłodziły lekkim bujaniem
w błogim spokoju platan stał
trwał by pewnie do dziś w sielance
gdyby nie jeden zrządzenia los
gdy oddal serce swojej wybrance
zawładnął olbrzymem maleńki kos
całymi dniami ciepło mu śpiewał
przepięknych pieśni i kosów treli
w nocy z zazdrości aż księżyc ziewał
we dnie chłopcy zazdrośnie krzyczeli
któregoś wieczoru kos nie powrócił
platan zrozumiał zrządzenia los
że ku innemu drzewu się zwrócił
i już innemu dziś śpiewa kos
nie mogąc straty takiej wytrzymać
pogubił liście i zaczął schnąć
ktoś wpadł na pomys po co go trzymać
trzeba po prostu platan ściąć
IDOL