Cisza niczym niezmącona
słońce nieśmiało wschodzi
noc podnosi ramiona
nowy dzień, się rodzi
Pierwsze słowika trele
który zawisł nad polami,
brzmi jak jutrznia w kościele
grana organów, cichutkimi tonami.
Nagle wokoło zawrzało
zewsząd słychać śpiewanie,
to leśne bractwo wstało
rozpoczyna, codzienne muzykowanie.
Drzewa szumiąc wtórują
bezwolnym stając się chórem,
krzaki się temu przysłuchują
otaczają wszystko, zielonym murem.
Wtem wiatr zazdrośnik
poruszył dębu konary,
wielki muzyki miłośnik
zagrzmiał, niczym fanfary.
Stojące obok osiki nadobne
zadrżały na całym ciele,
kiedy uderzył w listeczki drobne
niczym w perkusji czynele.
Sosny długimi igłami
nie bacząc na ich lęki,
poruszył jak harfy strunami
ostre wydobywając dźwięki.
Po brzozy ciele gibkim
przebiegł lekkim muśnięciem,
jak skrzypek ruchem szybkim
zagrał jednym pociągnięciem.
Słońce śmieje się sprośnie
w rosie połyskuje,
śpiew się niesie radośnie
to wiosna chórem dyryguje.
IDOL