Słońce wolno odchodzi
rzuca coraz dłuższy cień,
niebo zasnuwa granatem
kończy się grudniowy dzień.
Płatki śniegu wirują
spóźnione odrobinę
niebiosa rozwiązały
białą puchową pierzynę.
Jeszcze mak toczy zawzięty
w makutrze bój morderczy,
karpia dzwonko za dzwonkiem
głośno na patelni skwierczy.
Stół nakryty obrusem
pod nim sianko usłane,
można zaczynać wieczerzę
wszystko przygotowane.
Wreszcie ślą znak niebiosa
paląc gwiazdę ukradkiem
czas kolację zaczynać
białym się dzielić opłatkiem.
Nagle cicho z oddali
anielski głos dochodzi,
głosząc radosną nowinę
ludzie! Bóg się wam rodzi.
IDOL