W szczęśliwej rodzinie
z miłości zrodzona
jak brzoza wzrastałaś
miłością karmiona.
Zasady moralne
jak szanować ludzi
wbijał Tata w głowę
nieźle się natrudził.
Zaliczyć Sorbonę
to sielanka błoga
cel życia się jawił
stałaś już na nogach.
Na bułanym koniu
rycerz ukochany
zjawił się w niedzielę
niezapowiedziany.
Ledwie się pojawił
zasiał epidemię
dziewczątko maleńkie
miłości zwieńczeniem.
Pod troskliwym okiem
pierwszy krok stawiała
żyli tak jak w bajce
aż radość kapała.
Wtem się pojawiły
anioły skrzydlate
nie mówiąc ni słowa
zabrały jej Tatę.
Ledwie łzy obeschły
od potoków żali
w ciągu paru sekund
świat się jej zawalił.
Z pytaniem na ustach
z sercem co nie bije
ciągle pyta Boga
po co ja tu żyje?
Oczy już zmętniały
ciągle tocząc zdroje
jestem tutaj sama
Was jest w niebie dwoje.
Upadam pod krzyżem
omdlały ramiona
jeszcze się podniosę
pamięcią karmiona.
IDOL