feldmarszal

 
Rejestracja: 2008-02-04
✌ ✌ — ✌
Punkty187więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 13
Ostatnia gra

Jak będzie wyglądał koniec świata?

Świat miał kiedyś swój początek, ale - co się dobrze zaczyna - musi się też kiedyś skończyć.

Ostateczna zagłada jest nieunikniona.

Gdy myślimy o losach ludzkości, nasze pierwsze obawy łączą się z globalną epidemią,  rozpętaniem wojny jądrowej

lub wymykającym się spod kontroli globalnym ociepleniem.  Jednak do naszej zagłady nie musimy

wcale przykładać ręki. Niewykluczone, że jako pierwszy zainterweniuje Kosmos.

Końcowe zderzenie

Pierwsze z kosmicznych zagrożeń wiąże się z możliwością upadku na Ziemię dużej komety lub planetoidy.

A takie spotkania nie są wcale rzadkością.

Mniej więcej raz w roku

z ziemską atmosferą zderza się kosmiczny odłamek o kilkumetrowej średnicy.

W wyniku tego często niezauważonego zderzenia, które na ogół wydarza się nad pokrywającym

większość Ziemi oceanem lub terenami niezamieszkanym wyzwala się

energia porównywalna do tej,

która towarzyszyła bombie atomowej zrzuconej na Hiroszimę.

Większe kolizje zdarzają się rzadziej, jednak w ciągu ostatnich 600 mln lat na Ziemię

upadło około 60 obiektów o średnicy powyżej 5 km.

Nawet najmniejszy z nich powinien utworzyć krater o średnicy 95 km

i dramatycznie wpłynąć na rozwój ludzkiej cywilizacji.

Dziś powstają już programy obserwacyjne,

mające na celu wykrycie i unieszkodliwienie najgroźniejszych planetoid

na razie jednak jesteśmy bezbronni.

Jeśli uda się stworzyć skuteczną kosmiczną straż, na kolejne poważne zagrożenie poczekamy

około miliarda lat.

Wizja końca świata przez wielkie zderzenie działa na wyobraźnie m.in. filmowców:

Gorące Słońce
Słońce grzeje coraz silniej. Tuż po powstaniu, przed niemal 5 miliardami lat, było aż

o 30% ciemniejsze i o 10% mniejsze niż dziś. Od tej pory nieustannie rośnie i jaśnieje,

tak, że co 100 mln lat jego jasność rośnie o 1%.

I choć Ziemia ze zdumiewającą wprawą adaptowała się do coraz cieplejszych warunków,

ta elastyczność ma swoje granice. Za około miliard lat jasność Słońca wzrośnie tak bardzo,

że ziemskie oceany wyparują.

Zamiast błękitnej Ziemi pozostanie tylko wypalona skała podobna do dzisiejszej Wenus.

Z czasem zanurzy się pod powierzchnię rozdętego Słońca i całkowicie wyparuje.

Może udałoby się zapobiec temu zagrożeniu przesuwając ziemską orbitę lub przenosząc się

na odleglejszą planetę lub peryferyjny księżyc?

Takie rozwiązania można rozważać, ale i one rozwiążą sprawę tylko na jakiś czas.

Za ponad 7 mld lat, gdy nasza gwieździe zacznie brakować wodoru w jądrze, zacznie spalać hel

a jej rozmiary gwałtownie wzrosną tak,

że maksymalny promień Słońca sięgnie za dzisiejszą orbitę Ziemi.

Jednak faza palenia helu potrwa zaledwie kilkaset milionów lat, po których przyjdzie

kolejny koniec - tym razem Układu Słonecznego.

Słońce odrzuci zewnętrzne warstwy i zamieni się w stygnącego białego karła.

Te z planet, które przetrwają wszystkie te zawirowania będą nadal krążyły wokół coraz ciemniejszej

super gęstej kuli, bez nadziei na dalsze ekscytujące przygody.

A może ludzkość będzie obserwowała ten nieuchronny koniec z okolic innej gwiazdy?

Jeśli tak, na kolejne problemy będziemy musieli poczekać dłużej. Ale w końcu się one jednak pojawią.

Dziś wiemy już, że Wszechświat nie tylko się rozszerza, ale w dodatku robi to coraz szybciej.

Czym jest napędzająca to rozszerzanie ciemna energia i czy się kiedyś wyłączy nie wiemy.

Jeśli jednak nic się nie zmieni, czeka nas raczej ponury koniec.

W skrajnym scenariuszu przyspieszająca ekspansja za długie miliardy lat zerwie wszelkie

istniejące między obiektami materialnymi więzy - zarówno grawitacyjne jak

i elektromagnetyczne czy jądrowe.

Tempo rozszerzania będzie nieustannie rosło: na 60 mln lat przed końcem świata

rozpadnie się Droga Mleczna.

Na 3 miesiące przez końcem, w puchnącej przestrzeni rozpadną się układy planetarne.

W ciągu ostatnich sekund istnienia "zwykłego" świata rozpadną się gwiazdy i planety

a nawet - pojedyncze atomy.

A może ciemna energia się kiedyś wyłączy?

Jeśli nawet tak się stanie, katastrofa będzie mniej spektakularna ale równie pewna.

Wszechświat będzie coraz chłodniejszy, a zapasy dostarczających gwiezdnej energii

lekkich pierwiastków kiedyś się w końcu zużyją.

Pozostaną tylko planety i stygnące, wypalone ślady dawnych gwiazd: białe karły,

gwiazdy neutronowe i czarne dziury.

Z czasem i czarne dziury wyparują, i nieba nie będzie już rozświetlała nawet najsłabsza poświata.

Nasza jedyna nadzieja może się wiązać z możliwością istnienia innych wszechświatów, do których - być może - moglibyśmy się przenieść.

Bo nadzieja - jak wiadomo - umiera ostatnia ....