chwytam dni i noce nazw zapomniane
mijam złote barwy na liściach jesieni
i bezkresy białe w ciszy zimy ubierane
kilka chwil czy lata całe
wspomnienia jak klucz...daleka droga
na straży sekretu postawione słowa
w szumie jak w muzyce,uśmiech bez powodu
głośny gwar i śmiech w około
zapach ciasta i choinki...święta blisko
oddycham tajemnicą,zapominam siebie
dziecięca naiwność...wiara w Mikołaja
kompot pachnie w całym domu
niby blisko a daleko
magia chwili...złudzenie
nic nie będzie tak jak było...dom
to już tylko słowo...ogień przygasł
jak żebraka dłoń wyciągnięta po datek mały
tak ja proszę Panie ,choć na chwil parę
przywróć dziecięcą beztroskę
w ten magiczny czas daj nacieszyć się
ciepłem domu rodzinnego...
nie proszę o wiele
...stół z białym obrusem
...sianka garstka mała
...i puste nakrycie
...chcę z niego skorzystać
...kolędę zaśpiewać
...ucałować rodziców dłonie
...żyć tą chwilą
...a potem? nie ważne
...niech wraca to szare