siedzę a myśli odpływają
patrząc na księżyca blask
spowiadam się gwiazdom
z upadłych marzeń zgaszonych
wiara dziś fundamentem
bez podpór życia umilkła
w oczekiwaniu na choćby skrawek
zapachu Twoich włosów
przeciągam opuszkami palców
po zimnej szybie zbierając rosę
przez mój oddech gorący
drżąc imię Twoje maluję
zachrypłe spojrzenie
jeszcze podpala mój spokój
widząc przelotnej chmury serpentynę
wyplatam oczu Twoich kolory...
im bardziej chcemy złapać pogodę... tym mocniej przesiąkamy śladami naszych tęsknot...