na brzegu Twych rzęs
jakby na przystani
położę uśmiechu szelest
zbierany latami
porywając Twą dłoń
ciepłem gwiazd wyjdę
szaleństwom na przeciw
kradnąc kształtów cienie
zatopię kalendarz westchnień
w chwilach bliskości oddechu
torturując sekund nieszczelność
odjadę... widząc jak płaczesz...
nienasyceniem płoną słowa gdy odległość myśli pompuje serce...
niekochany
Rejestracja:
"Kiedy następnym razem zaczepisz mnie choćby o milimetr pomyśl o dniach w których będę szukał spokoju"
łyk świadomości
Spojrzał w jej oczy
Karmelem przewlekane
Uśmiechając się nieśmiało
Puścił oczko ukradkiem
Minęli się bezgłośnie
Uderzając skrawkiem spojrzenia
Podciągnęła kąciki ust
Zapachem landrynków spowite
Włosy długie czarne
Spadały poniżej ramion
Falując odkrywały zerknięcia
Dopełniając sekund fascynacji
Dłonie mocno zaciskając
Schował do kieszeni śmiałość
Idąc wzdłuż alei promenady
Pytał siebie w myśli... obejrzała się?!
Nic nie jest piękne ani brzydkie. Piękno i brzydota jest w oczach patrzącego, nawet, gdy patrzący i ten, na którego się patrzy, to jedna i ta sama osoba.
Karmelem przewlekane
Uśmiechając się nieśmiało
Puścił oczko ukradkiem
Minęli się bezgłośnie
Uderzając skrawkiem spojrzenia
Podciągnęła kąciki ust
Zapachem landrynków spowite
Włosy długie czarne
Spadały poniżej ramion
Falując odkrywały zerknięcia
Dopełniając sekund fascynacji
Dłonie mocno zaciskając
Schował do kieszeni śmiałość
Idąc wzdłuż alei promenady
Pytał siebie w myśli... obejrzała się?!
Nic nie jest piękne ani brzydkie. Piękno i brzydota jest w oczach patrzącego, nawet, gdy patrzący i ten, na którego się patrzy, to jedna i ta sama osoba.
pojutrze
Smak Twoich włosów
Przeniosę palców opuszkami
Dopełniając nienasycenie
Drżeniem ciała oplotę
Źrenic brązowych okręgi
Rozszerzone falą pocałunków
Dokupią szelest uśmiechu
W kącikach ust rozkwitłego
Posklejany Twoją wiarą
Dokuję jutra niepewność
Dłońmi z jedwabiu ogrzewany
Pauzuję w Twoim oddechu
Nie zlęknę się jutra gdy twa dłoń na mym sercu spoczywa
Przeniosę palców opuszkami
Dopełniając nienasycenie
Drżeniem ciała oplotę
Źrenic brązowych okręgi
Rozszerzone falą pocałunków
Dokupią szelest uśmiechu
W kącikach ust rozkwitłego
Posklejany Twoją wiarą
Dokuję jutra niepewność
Dłońmi z jedwabiu ogrzewany
Pauzuję w Twoim oddechu
Nie zlęknę się jutra gdy twa dłoń na mym sercu spoczywa
altyleria
Rozłożonych myśli usta
Krawędziami skrycie biegną
Odbijając się od serca
- w oczach naszych szybko bledną
Konserwanty nie pomogą
Setki wzruszeń rozrzucone
Widzę Ciebie w każdym miejscu
- twarz odwracasz w drugą stronę
Czas nie może nas już skreślić
Powiek też milczeniem skrócić
Ukryjemy się na chwilkę
- podaj dłoni złoty uścisk...
Kiedy uśmiech rankiem wzejdzie
Niczym słońca promyk mały
Pomyśl sobie moja miła
- to dla Ciebie serce dałem.
Największą broń jaką wyciągnąłem przeciw Tobie była -Miłość.
Krawędziami skrycie biegną
Odbijając się od serca
- w oczach naszych szybko bledną
Konserwanty nie pomogą
Setki wzruszeń rozrzucone
Widzę Ciebie w każdym miejscu
- twarz odwracasz w drugą stronę
Czas nie może nas już skreślić
Powiek też milczeniem skrócić
Ukryjemy się na chwilkę
- podaj dłoni złoty uścisk...
Kiedy uśmiech rankiem wzejdzie
Niczym słońca promyk mały
Pomyśl sobie moja miła
- to dla Ciebie serce dałem.
Największą broń jaką wyciągnąłem przeciw Tobie była -Miłość.
metamorfoza
Skrajem Twoich ust
zapachu garść przeniosę
byś mogła wrócić
rosy porannej kwiatem
oczu tonią niezmienną
naszkicuję szczęścia okruch
serce otwierając ujarzmisz
niepokój który we mnie dygocze
włosów kasztanem zasłoń
pomyłek moich ślady
podejdź bardzo blisko
mówiąc że razem damy radę...
bladością serc pokolorujmy świt nocą zastygły..
zapachu garść przeniosę
byś mogła wrócić
rosy porannej kwiatem
oczu tonią niezmienną
naszkicuję szczęścia okruch
serce otwierając ujarzmisz
niepokój który we mnie dygocze
włosów kasztanem zasłoń
pomyłek moich ślady
podejdź bardzo blisko
mówiąc że razem damy radę...
bladością serc pokolorujmy świt nocą zastygły..