typowy_facet

 
Rejestracja: 2009-03-17
No i co pan zrobisz,jak pan nic nie zrobisz...?
Punkty51więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 149
Ostatnia gra
Bilard 8 - 2009

Bilard 8 - 2009

Bilard 8 - 2009
1 rok 316 dni temu

Mecz na "ziemi niczyjej"


             Paolo Rossi, Alan Sunderland, Archie Gemmill, Ricardo Villa. Zwykle pamiętamy nazwiska zawodników stawiających kropkę nad „i” w zaciętych meczach kończących się ekscytującym 3:2. Do tej listy nazwisk niemieccy kibice dodaliby zapewne Helmuta Rahna, który ustalił wynik w meczu znanym jako „Cud w Bernie” w 1954 roku, czy Gerda Mullera odpowiedzialnego za wyeliminowanie Anglii z Mistrzostw Świata w Meksyku w roku 1970.

            Był w historii piłki nożnej jeszcze inny mecz pomiędzy reprezentantami Niemiec i Anglii zakończony takim samym wynikiem, o którym wiadomo niewiele. Nie zachowały się żadne zdjęcia, nieznane na zawsze pozostaną nazwiska strzelców bramek, a relacje z tego wydarzenia są bardzo szczątkowe. „Użyliśmy hełmów w charakterze słupków”, napisał jeden z uczestników. „Szybko wybraliśmy składy, mecz rozegrany na zamarzniętym na kamień błocie szkopy wygrały 3:2."

            Mimo, że od tego wydarzenia uplynęło już prawie sto lat, w trakcie których odbyło się wiele legendarnych spotkań piłkarskich, mecz rozegrany podczas Rozejmu Bożonarodzeniowego w 1914 roku pozostaje najbardziej niezwykłym 3:2 w historii futbolu. Ta deklaracja jedności w jednej z najczarniejszych godzin w dziejach naszej planety zainspirowała podobne wydarzenia, które miały miejsce tego samego dnia, a w latach późniejszych wzmiankowana była w całej masie książek, filmów, czy utworów muzycznych. I choć zapewne nigdy nie poznamy wszystkich szczegółów tego spotkania, dziewięćdziesiąt osiem lat później możemy powiedzieć gdzie miało miejsce, jak do niego doszlo i dlaczego dowódcy po obydwu stronach frontu zrobili wszystko co w ich mocy, aby nie dopuścić do jego powtórzenia.

            Wielka Brytania włączyła się do – jak wtedy o niej mówiono – Wielkiej Wojny 4 sierpnia 1914 roku, w celu zatrzymania niemieckiej ofensywy w Belgii. Do końca miesiąca do armii wstąpiło milion mężczyzn, w tym 2000 z 5000 zarejestrowanych na Wyspach Brytyjskich zawodowych piłkarzy. Wielu z nich zabrało ze sobą futbolówki, wielu wierzyło w zapewnienia dowódców o zakończeniu działań wojennych przed świętami Bożego Narodzenia. Jednak konflikt który zapisał się w historii sztuki wojennej między innymi śmiercionośnymi innowacjami technologicznymi takimi jak czolgi, czy gazy bojowe, wsławił się także użytymi po raz pierwszy na podobną skalę umocnieniami i okopami, ktore sprawiły, że wrogie armie zwarły się w morderczym klinczu na długie miesiące. Do grudnia 1914 roku wojska Niemiec i Wielkiej Brytanii okopane były na odcinku około 700 kilometrów, od Morza Północnego do granicy francusko-szwajcarskiej, oddzielone od siebie pasem „ziemi niczyjej”, miejscami szerokiej na niecale 30 metrow. Najbardziej deszczowa od 70 lat zima sprawiła, że warunki w okopach z nieznośnych zmienily się na nieludzkie. Nawet najlepiej przygotowane okopy zalewała woda, więc żołnierze spali stojąc po kostki w wodzie, podpierając się nawzajem. Miliony szczurów pożerały skąpe wojskowe racje żywnościowe, nie gardząc także zalegajacymi wszędzie zwłokami poległych. Święta przyniosły spadek temperatury i ziemia niczyja pokryła sie warstwą lodu i szronu.

            Jednakowo okrutne warunki po obydwu stronach frontu doprowadziły do spontanicznych aktów swoistej wojennej życzliwości. Na niektórych odcinkach lini frontowej wymiana ognia przerywana była na czas podwieczorku, w innych miejscach żołnierze wrogich armii wymieniali między sobą prasę, przerzucając ją pomiędzy okopami w pustych puszkach po wojskowych konserwach. Kiedy tuż przed świętami na niemieckich umocnieniach pojawiły się przyozdobione choinki, Brytyjczycy powitali je brawami.

            Wszystko zaczęło się około 4 po południu 24 grudnia, jak zanotował w liście do matki kapral RS Coulson z Londyńskiego Pułku Strzelców: „Byliśmy na wysuniętym posterunku, czekaliśmy właśnie na zmianę warty, kiedy usłyszeliśmy śpiewy i radosne krzyki dochodzące z niemieckich okopów. Zaczęliśmy śpiewać razem z nimi, śpiewalimy każdą kolędę, jaka przyszla nam do głowy. Ktoś rozpalił wielkie ognisko i ludzie zaczeli zbierać się wokół niego jak na pikniku. Gdzieś zza linii okopów słyszeliśmy niemiecką orkiestrę grającą God Save The King i Onward Christian Soliders”. 

            Kapitan Robert Hamilton służący w Pierwszym Batalionie Królewskiego Pułku Warwickshire znajdował się w tym czasie w umocnieniach na skraju lasu Ploegstreet przy belgijskiej granicy. Jemu też udzieliła się świąteczna atmosfera podniecana dochodzącymi ze wszystkich stron śpiewami i podgrzewana świecami zdobiącymi malutkie świerki, którymi przybrane były wrogie linie obronne. Jeden z jego podwładnych rozpoczął spacer w poprzek pasa „ziemi niczyjej” i po chwili, ku zdziwieniu towarzyszy, powrócił dzierżąc w ręce niemieckie cygara i zaproszenie na spotkanie z dowódcą wojsk niemieckich okopanych kilkadziesiąt metrów dalej. To własnie tam, o zmierzchu 25 grudnia 1914 roku kapitan Robert Hamilton, wraz z dowódcą 134 Pułku Saksońskiego, uzgodnił ważne lokalnie 48-godzinne zawieszenie broni. „O ile wiem ogień został wstrzymany na dość długim odcinku frontu zarówno na północ, jak i na południe od naszych pozycji” napisał w swoim pamiętniku Hamilton o wydarzeniu, które wkrótce objęło około 2/3 linii frontu. „Żołnierze spotykali się w dużych grupach, wymieniając życzenia świąteczne i prezenty. Bez żadnej przesady z mojej strony mogę nazwać ten dzień najbardziej niezwykłym w historii świata.”

            Kapral Henderson z jednostek inżynierskich Jego Królewskiej Mości wspominał: „Około 8:30 rano dwóch nieuzbrojonych niemieckich żołnierzy podeszło na odległość mniej więcej 50 metrów od naszych linii. Dwóch naszych wyszło im na przeciw. Kiedy się spotkali, nastąpiła wymiana uprzejmości i uścisk dłoni. Wtedy z niemieckich okopów wychynęło trzech oficerów z papierosami i cygarami, i także wymienili uściski dłoni z naszymi towarzyszami i poczęstowali ich alkoholem. Jeden z naszych zawahał się na chwilę, więc niemiecki oficer pociągnął potężnego łyka z butelki jako pierwszy.”

            Po wymianie uprzejmości obydwie strony rozpoczęły wypełniać najważniejsze w tamtej chwili zadanie – pochowanie zabitych na „ziemi niczyjej”. „Po śniadaniu zagraliśmy mecz pilkarski na tyle naszych umocnień” – mozna przeczytać w jednym listów z tamtego okresu. „Kilku Niemców przyszło przyjrzeć się, jak gramy. Wysłali także niewielki oddział, który pochował snajpera zastrzelonego około 100 metrów od naszych linii obronnych. Kilku naszych pomogło kopać mogiłę”.

            Kiedy zakończono ponure formalności, prawie cały Front Zachodni opanowały rozmowy, których tematem była piłka nożna. RSM Beck z Królewskiego Regimentu Warwickshire już w Wigilijnym wpisie w swoim dzienniku zanotował: „Niemcy zachęcali nas okrzykami do rozegrania meczu. Ustaliliśmy, że obydwie strony wstrzymają na czas jego trwania ogień”. Kiedy obydwie drużyny spotkały się pomiędzy okopami, jeden z niemieckich żolnierzy przedstawił się jako były kelner z zachodniej części Londynu. „Jak Fulham radzi sobie w pucharze Anglii?” – padło z jego ust pytanie. „Przed wojną mieszkałem na Alexander Road” – powiedział inny. „Chciałbym zobaczyć mecz Woolwich Arsenal – Tottenham, który rozegrany zostanie jutro.” Następnie żołnierze obydwu armii podzielili się na grupy i rozpoczęło się drużynowe uganianie za zającami. W pewnym momencie, jak zanotował Kurt Zehmisch ze 134 pulku Saksońskiego: „Anglicy przynieśli ze swoich okopów futbolówkę i dość szybko rozpoczął się zacięty mecz. Jakżesz wspaniale, a jednocześnie dziwne wydarzenie. Angielscy oficerowie myśleli podobnie. Tak więc Boże Narodzenie, święto miłości, choć na chwilę zbliżyło do siebie śmiertelnych wrogów.” Jeden z listów przesłanych z frontu do redakcji Timesa potwierdza to wydarzenie. „Po tym jak Saksoni odśpiewaliGod Save The King dla naszych żołnierzy, jeden z moich podwładnych otzymał butelkę wina aby mógł wznieść toast za zdrowie Króla. Póżniej rozegrany został mecz piłki nożnej, który Niemcy wygrali 3:2.” Mecz wspomniany został także w oficjalnym dzienniku 134 Pułku. Jest w nim mowa o tym, jak zabawa w polowanie na króliki przerodziła się w regularny mecz piłkarski, w krórym hełmy zastąpiły słupki bramek. Tutaj także wspomniany został wynik: 3:2 dla Armii Cesarskiej.

            Wydarzenie to sprowokowało całą serię mniej oficjalnych pojedynków wzdłuż linii frontu, o których wspominali między innymi żołnierze 1/6 Pulku Cheshire, 2 Batalionu Strzelców Walijskich, czy Strzelców Lancashire, którzy w spotkaniu rozegranym na północ od Le Touquet pokonali swoich przeciwników 3:2. Tutaj piłkę zastąpił związany sznurkiem worek po piasku. W niektórych rejonach liczba zawodników dochodziła do 200, mecze przeradzały się w bezładną kopaninę, a ostatnią rzeczą jaką uczestnicy byli zainteresowani, było liczenie strzelonych bramek. Zamiast piłek używano pustych puszek, czy słomy związanej sznurkiem, w niektórych miejscach za słupki posłużyły charakterystyczne szpiczaste hełmy armii niemieckiej. Były też miejsca, w których ze względu na na brak dogodnych warunków i odpowiedniego sprzętu mecze nie mogły się odbyć. „Słyszałem, że w Boże Narodzenie w niektórych miejscach wzdłuż linii okopów nasze chłopaki grały mecze piłki nożnej przeciwko Niemcom. Nasi lokalni wrogowie też wyrazili ochotę na rozegranie spotkania, ale ponieważ teren w okół to same kikuty drzew i rowy, oraz dlatego, że nie posiadaliśmy żadnej piłki, musięliśmy całą zabawę odwołać” – wspominał jeden z uczestników tamtych wydarzeń. Inni spragnieni rozrywki żołnierze podejmowali nawet próby równania terenu i zasypywania lejów po pociskach, aby przygotować odpowiedni skrawek ziemi.

            Świat zaczął wracać do ponurej wojennej normy po południu, zwlaszcza w tych miejscach, w których nie zawarto formalnego rozejmu. Członek Czarnej Wahty Alfred Anderson, zmarły w 2005 roku ostatni uczestnik wydarzeń Rozejmu Bożonarodzeniowego wspominał: „Pamiętam ciszę, głuchą ciszę. Skończyła się wczesnym popołudniem i znów rozpoczęło się zabijanie.” W niektórych miejscach nieoficjalny rozejm trwał jednak nadal, czasem, jak nieopodal Ploegstreet, aż do lutego. Za sprawą publikacji listu w The Times,a także relacji innych dzienników zawierających miedzy innymi zdjęcia żołnierzy obydwu armii uczestniczących ramię w ramię w pogrzebach swoich kolegów, mieszkańcy Wysp Brytyjskich szybko dowiedzieli się o wydarzeniach na froncie. Sir Arthur Conan Doyle nazwał Rozejm Bożonarodzeniowy „zadziwiającym spektaklem... jedynym ludzkim epizodem wśród całego okrucieństwa, który na zawsze pozostanie częścią historii wojennej.” Całym wydarzeniem mniej zachwycone było dowództwo wojsk brytyjskich. Sir John French – oficer głównodowodzący Armii Jego Królewskiej Mości, który stwierdził, że rozejm był niczym innym, jak tylko „nieważnym wybrykiem, wynikiem warunków pogodowych panujących na froncie”, napisał w liście do swoich podwładnych: „z wielkim obrzydzeniem przeczytałem informacje o nieautoryzowanych spotkaniach z naszym wrogiem. Każdy, kto pozwolił na nawiązanie komunikacji z Niemcami zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.” Niemieccy oficerowie również dość mięli nieoficjalnego rozejmu. Gustav Riebensahm z 2 Pułku Westfalijskiego w swoim pamiętniku zanotował: „Anglicy są bardzo zadowoleni z wstrzymania ognia, bo znów mogą grać w piłkę. Cała sytuacja staje się śmieszna i musimy położyć temu kres. Wieczorem poinformuję moich ludzi, że kończymy z uprzejmościami.” Historyk dr Thomas Weber wyjaśnia: „rozejm był zawstydzajacy dla dowództwa zarówno angielskiego jak i niemieckiego. Mógł sugerować, ze nie panują nad swoimi wojskami i dlatego zależało im na jak najszybszym zakończeniu ciszy na froncie.”

            Na początku 1915 roku kapitan Hamilton, który zorganizował wstrzymanie ognia, dzięki któremu odbył się jeden z nasłynniejszych meczy piłki nożnej, został odesłany do domu. Komisja lekarska ustaliła, że częściowa utrata słuchu czyni go niezdolnym do dalszej służby wojskowej. W kwietniu tegoż roku żołnierze batalionu, króry opuścił stali się jednymi z pierwszych ofiar gazów bojowych w Bitwie pody Ypres. Pośród poległych mogli być oficerowie i szeregowi, którzy brali udział w Bożonarodzeniowym meczu piłki nożnej. Dowództwo wyciągnęło wnioski z wydarzeń roku poprzedniego i na okres świąteczny 1915  wydane zostały rozkazy mające na celu uniemożliwienie nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z wrogiem. Całe święta trwały ataki na linie niemieckie, przeplatane zaporowym ostrzałem artyleryjskim. Jednak nawet widmo sądu polowego nie powstrzymało niektórych przed próbami powtórzenia wydarzeń roku ubiegłego. „kilku niemców wyszło z okopów i zaczęli iść w naszą stronę. Pamietam, że całą grupą wstaliśmy i poszliśmy się z nimi przywitać. Było to bardzo spontaniczne” – wspominał Bertie Felstead z Pułku Strzelców Walijskich. „Było też trochę czegoś, co można nazwać futbolem. Ktoś zaproponował mecz, ktoś inny przyniósł piłkę. Nie było to normalne spotkanie piłkarskie, raczej bezładna kopanina każdy na każdego. Po obydwu stronach grających mogło być około pięćdziesięciu. Sam grałem, bo lubię piłkę nożną. Trwało to wszystko może pół godziny i nikt nie liczył strzelonych bramek.” Mecz został przerwany, kiedy wściekly major wyskoczył z okopów, krzycząc do Felsteada, że „powinien zabijać szkopów, a nie bratać się z nimi.”

            Także w kolejnym roku w niektórych miejscach zorganizowano świateczne wstrzymanie ognia. Kanadyjski szeregowy Ronald Mackinnon w liście do domu pisał: „Mialem całkiem udane święta, pomimo spędzenia ich na linii frontu. Nasi niemieccy koledzy byli dość przyjaźni. Przyszli do nas z życzeniami i wymieniliśmy trochę konserw na papierosy.” Pomimo gróźb i zakazów nieoficjalne rozejmy, a nawet mecze piłkarskie sporadycznie przerywały działania wojenne. 

1 lipca 1916 roku wojska alianckie podjęły próbe przełamania linii wroga i dotarcia do rzeki Somme. Pośród wojsk pierwszej linii stanęli żołnierze 8 Batalionu z Pułku Wschodniego Surrey, którzy zajmowali pozycję w Montauban. Tuż przed „godziną zero” kapitan „Billie” Nevill przygotował dwie piłki. Pierwsza nosiła napis: „ Wielki Finał Pucharu Europy: Wschodnie Surrey kontra Bawaria. Rozpoczęcie godzina zero.” Na drugiej napisane było :”Brak sędziego”, co miało generalnie sugerować „wszystkie chwyty dozwolone”. 

            Daily Telegraph o wydarzeniu tym napisał: „Kiedy żołnierze opuścili okopy i przygotowali się do ataku, dowódcy plutonów wykopali piłki w kierunku linii obronnych przeciwnika i rozpoczął się mecz ze Śmiercią. Dostojny kapitan padł jako jeden z pierwszych, reszta jego żołnierzy z trudem postępowała naprzód przyciskana do ziemi ogniem karabinów maszynowych. Wciąż jednak zachęcani dopingiem kolegów kopali pilki naprzód w kierunku wroga, aż zniknęli w gęstym dymie pola walki.”

            Jedna z piłek została odzyskana i odesłana na Wyspy. Było to jednak niewielkie, nic nie znaczące osiągnięcie. Nevill padł martwy pośród 62000 brytyjskich żołnierzy, którzy zginęli pierwszego dnia ofensywy. Do końca listopada 1916 roku wojska brytyjskie przesunęły linię forntu o trzy kilometry za cene 420000 istnień ludzkich. Koszt ofensywy po obydwu stronach frontu szacowany był na około milion zabitych. Po tym wydarzeniu na piłkę nożną nikt nie miał już ochoty.