Siwy_Arek

 
Rejestracja: 2006-09-10
Nie ma nic bardziej boskiego ponad Sztuke i Edukacje
Punkty160więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 40
Ostatnia gra
Omaha Saloon

Omaha Saloon

Omaha Saloon
2 lat 268 dni temu

Rasizm i pragnienia

Od pewnego czasu nurtuje mnie pewien problem, z ktorym spotykam sie coraz czesciej albo zaczynam go poprostu zauwazac jako bardzo wyrazny znacznik zachowan ludzkich i to wlasnie w srodowisku emigracyjnym a jest to wysoko postwwiony pozim nietolerancji i rasizmu kulturowo-obyczajowego. Nie wiem czy przydomek obyczajowy jest tu wlasciwy ale nie umiem tego inaczje nazwac. Skad sie bierze moje spostrzezenie? Mianowicie w wielu rozmowach na tak zwane poglady ogolne wielu moich rozmowcow w sposob wrecz ostentacyjny bez ogrodek przyznaje sie do dyskryminacji zachowan nie tylko obcych kulturowo nacji, tu mam na mysli kraj w ktorym przebywaja ale tez wobec postaw wlasnych wspolziomkow pracujacych na wygnaniu ekonomicznym. Jest to na tyle przykre iz powoduje ciagle konflikty werbalne i emocjonalne. Na szczescie nie ma to przelozenia na jakies skonsolidowane ruchy przeciwko komus w sposob zdecydowany np. za pomoca demonstracji zbiorowych czy nawet prob fizycznej dominacji. Nawiasem mowiac te zachowania nie mogly wyniknac znikad, prawdopodobnie a raczej jestem pewien ze ten styl bycia zostal wyexportowany z naszego kochnego kraju. Geneza takich postaw jest chyba zrozumiala w obliczu kompletnego chaosu kulturowego, politycznego i co najbardziej odczuwalne, ekonomicznego. Opre sie tu na moze bardzo "lekkim" przykladzie nietolerancji i dyskryminacji jakim jest muzyka i spsob jej odbioru. Niby niewinny temat a jednak bardzo znamienny i wyraznie pokazujacy stopien zdziczenia (prosze wybaczyc to slowo ale jest najbardziej adekwatne wg mnie) naszego mlodego i nie tylko mlodego spoleczenstwa. Nie chce tu generalizowac bo nie wszyscy oczywiscie sa po tej stronie negatywnej jednak wiekszosc nie jest sklonna do tolerancji a niektore jednostki nawet dosc mocno argumentuja swoja postawe wobec innosci zachowan. Otoz moi kochani ziomkowie przekraczajac granice obcego panstwa z wlasnej nie przymuszonej woli wpadajc w wir obcej kultury czuja sie co jest zrozumiale do pewnego stopnia zagubieni i probuja swoj dysonans poznawczy zdefiniowac, zracjonalizowac i wytlumaczyc. Robia to tak na ile pozwalaja im  cechy charakteru, ktore nabyli w ojczyznie. Chcialem tu nakreslic stosunek mlodych Polakow do muzyki jak zalewa kraje zachodu ktore zyjac w jakiej takiej stabilizacji ekonomicznej i obyczajowej gdzie jedynym problemem zamieszkalej tam mlodziezy jest - jak tu dobrze sie zabawic. Zauwazylem tez ze najbardziej drazniace dla nas jest ogolna tolerancja zachodniej mlodziezy na rozne rodzaje muzyki a w szczegolnosci na techno, trance i tym podobne. Pobieznie patrzac, zachod porostu szuka swojej tozsamosci tam gdzie jej pasuje nie za bardzo przejmujac sie tym czy to sie komus podoba czy nie i jednoczesnie nie stwarza problemow ideologicznych w tym temacie bo poprostu nie jest to dla nich zaden problem, ze ktos slucha takiej a nie innej muzyki. Oczywiscie nie jest moim zadaniem namawianie kogokolwiek do takiej postawy przez co zmuszalbym do sluchania na sile innego gatunku muzyki niz jego ulubiony. Chodzi mi jedynie o stopien nietolerancji mlodego pokolenia Polakow do innosci obyczajow i zachowan. Dodatkowym stresem dla emigrantow jest nietyle nieznajomosc jezyka co problem znalezienia pracy i jakiegokolwiek lokum. To dodatkowo pobudza agresywna postawe wobec obcej kultury a poprzez werbalna agresje (ktora poniekad rzutuje rowniez na czlonkow wlasnego kregu jezykowego) nastepuje emocjonalne wyladowanie sie.


Powiedzmy ze to jest niesmiala proba diagnozy nietolerancji i rasizmu kulturowego w wykonaniu emigrantow w kregu ktorych i ja tez przebywam. Sa oczywiscie nieliczne wyjatki ktore probuja sie asymilowac, jest to asymilacja czestokroc jedynie ekonomiczna a bariera emocjonalna pozostaje jak stare nawyki wyniesione z domu ojczystego. Czy jest jakies lekarstwo na nietolerancje. Wg mnie to rodzina i szkola jest glownym motorem dzialania w tej mierze. Jesli bedziemy obciazac mlodziez zbyt wieloma obowiazkami nie zwiazanymi z tym co niezbedne do zycia nigdy nie wyzbedziemy sie nietolerancji, poniewaz obciazony mozg zawsze musi odreagowac i to w spsob wprostproporcjonalny do sily "ucisku". Mlodziez zachodnia znalazla swoje zrodlo odreagowywania i nie widze powodu by robic z tego jakiekolwiek rasistowskie teorie. Myslenie a raczej bezmyslnosc postaw, daje niezbyt pochlebne swiadectwo naszym emigrantom. Coz z tego, ze mamy wykute regulki i definicje jak swiat skonstruowany kiedy nie potrafimy sie nawet pozadnie zabawic w gronie fanatykow muzyk wszelakich. Jest nadzieja ze po jakims czasie na zasadzie powolnej ewolucji zanikna podzialy na lepszych i gorszych a bedzie ogolna tolerancja i zgoda na to, ze najwazniejsza jest dobra zabawa no i oczywiscie pozadna praca za porzadne wynagrodzenie. Oby.


Takie tam myslowe baki :)))

Czy jest jakas roznica miedzy rzeczywistoscia a zludzeniem? Jesli fakt jest zludzeniem to czy zludzenie jest faktem? Jesli odbieramy jakies bodzce to ile w nich jest rzeczywistosci a ile abstrakcji? Czy myslenie jest faktem czy tylko wielkim zbiorem imitacji tworzacych fakty? Czy stojac po stronie faktow zdajemy sobie sprawe ze zludzen i przeciwnie czy zludzenia pomagaja odroznic fakty? Co to wiec jest rzeczywistosc a co mrzonka? Wiem, ze odpowiedz jest oczywista dla wiekszosci z nas bo boimy sie przyznac, ze zyjemy w swiecie snow na jawie. Przeciez skoro zyjemy to musi to byc rzeczywistosc, wiec po co nam marzenia? Dlaczego lubimy marzyc? Dlaczego ulegamy zludzeniom twardo stojac w tu i teraz? A moze tylko nam sie tak wydaje? Przyznac trzeba ze nasz mozg niezle nam miesza - rzeczywistosc z iluzja. Trzeba sie jakos w tym znalezc nieprawdaz? 


czy warto...

Jesli ktos nie ma ochoty czytac tego czego nie chce wiedziec o sobie to lepiej niech tego nie robi... jesli jeszcze zyje swiadomie i w szczesciu, zdrowiu, pomyslnosci. Po co mialby sobie psuc humor wtykajac nieuwaznie swoja wyzszosc broniac sie przed samym soba... Najlepiej by bylo, jesli juz taka ochota sie zjawi, postawic sobie lampke czegos mocniejszego puscic sobie leniwa muzyke ale to bardzo leniwa... odprezyc sie i ... wybor nie nalezy do mnie. Tak prawde mowiac miedzy nami nie mam wyboru, nigdy nie mialem wyboru, bo nie bylo zadnej szansy by go miec. Jest na to dowod,... jasne ze niema, bo skad mialby sie znalezc. Sa pewne sprawy, ktore sa oczywiste i nie podlegaja dyskusji. Sa przez to pomijane dzieki swojej zwyczajnosci, nie budza emocji, sa jak martwe, omijane codziennie bez zmruzenia oka, depczemy je stopami przewracamy sie przez nie jak przez niewidzialne przeszkody, jak w tanim filmie SF. Wiec brne dalej i dalej poobijany, skaleczony czasem do granic wytrzymalosci tymi oczywistosciami zaciskajac wsciekle zeby udajc ze nic mnie to nie obchodzi. Nie obchodzi... Uciekam?... dokad?.... przed siebie. Pamietam jak dzis, w dziecinstwie mialem malego pieska, suczke, malutkiego szpica, bialutkiego i puszystego jak pierwszy snieg. Miala czarne oczka piekne czarne oczy, moja pierwsza milosc. Szalalem za nia, bawilem sie jak to dziecko potrafi. Przystawialem ja sobie do nosa i calowalismy sie nosami. Czulem jej zimny nosek wilgotny o dziwnym zapachu, patrzylem jej w oczy jak zakochany, jej czarne wegielki tryskaly radoscia, gdyby byla lzejsza odlecialaby w gore merdajac ze szczescia ogonkiem. Byla moja pierwsza pieknoscia, miloscia, szczeniacka zabawka. Dwa zakochane szczeniaki. Pewnego dnia okazalo sie, ze moja milosc jest chora na nosowke. Nie zdawlalem sobie sprawy co to takiego, nie wiedzialem, ze to oznacza wyrok na te biedne stworzenie. Ona pewnie tez nie wiedziala, ale kiedy probowalem sie z nia bawic a potem tulic mocno do siebie tak mocno.... czulem ze jej nosek nie jest juz taki zimny i wilgotny a jej wegielki blyszczaly smutkiem. Plakalem jej wtedy w oczy... zabrano mi ja jakiegos dnia i juz jej wiecej nie zobaczylem. Udawalem twardziela.. zamknalem sie w sobie a tesknote zabijalem zabawa w cos innego. Lzy? nie nie nie nie plakalem. Udawalem ze sie nic nie stalo. Rodzice ... co oni mogli wiedziec. Nic. Zyli sobie obok czasem wtracajac swoj suchy i goracy nos w moje-nie swoje sprawy. Minelo przeszlo ale rysa jakas pozostala. Moja pierwsza niepowazna milosc wygasla na zawsze... myslalem wowczas ze tak musi byc ze nie moge miec tego co sie nazywa szczesciem. Taki maly szkrab zastanawia sie nad szczesciem? Nad tym dlaczego on a nie ktos inny, dlaczego istnieje, ...nikt nie uwierzy, pewnie nie wierzcie, tak jest bezpieczniej.


Teraz, a w zasadzie co to jest to teraz czy to jeszcze troche wczoraj czy troche jutro? Hm... Nic to. Obejrzalem sobie liste przyjaciol na jakims profilu, wisialy sobie imiona duchow, martwe, zlodowaciale, chlodne jak portrety trumienne, jak trofea mysliwskie  w stechlej, zakurzonej lesniczowce, zdobycze po lowieckiej uczcie dla zaspokojenia swoich zadz przywlaszczenia dusz by chronic swoja...przed czym? Czytalem podpisy pod ikonami ofiar, czytalem, czytalem, zgadywalem az trafilem na koniec tego koszmarnego spisu ... Ostani nazywal sie Blad w liczbie mnogiej. Coz za zrzadzenie losu. Dziwne ... Wyobrazilem sobie takiego mysliwego, ktory w pewnym momencie zycia strzelajac do swej kolejnej ofiary, potem wieszajac jej kosci na scianie w przeblysku ludzkiej czulosci dojrzal wreszcie w tych martwych zaglebieniach czaszki czarne wegle blyszczacych oczu, zimny czarny nosek i zaplakal rzewnie nad losem swojej okrutej zbrodni. Poczul jak nigdy cos, co przeszywa czlowieka tylko raz w zyciu... to zwatpienie w to czy robil to co powinien, to do czego byl stworzony. Zdal sobie sprawe, ze jego zycie bylo wielka niekonczaca sie sie sciezka bledow i pomylek. Popelnial bledy juz od urodzenia poprzez dziecinstwo, mlodosc, durnowata zarozumiala doroslosc. Robil nie to co chcial, myslal zle, poznawal nie tych ludzi, mial nie tych przyjaciol, kochal nieprawdziwie, zle udawal, nie umial klamac, nie umial mowic prawdy, nalewal wode na herbate nie ta reka. ...Czarne wegielki ukochnej wpatrzone wen ze sciany... zmadrzal? i umarl,... zostalo mu tylko cialo, ktore poruszalo sie toche wczoraj i troche jutro.  Nie mial szczescia mimo ze czul sie momentami szczesliwy, ale tylko wtedy kiedy padala na polu nastepna ofiara. Dopiero teraz kiedy to zrozumial poczul sie wolny, calkiem wolny ... swiadomy ze nie bedzie szczesliwy ani nie szczesliwy. Dopiero teraz widzial, ze gonitwa za szczesciem rodzi nieszczescie i te czarne swiecace gwiazdami oczy, gdzies mu umnknely w jego zyciu. Bo jego zycie bylo bledem juz nie do naprawnienia.......... A moze wszyscy robimy bledy, codziennie w kazdej chwili czynimy klamstwa i prawdy w niewlasciwej kolejnosci za co los wynagradza nas najlepiej jak potrafi? jesli to sie zrozumie ... moze jednak lepiej nie umierac za zycia, po co rozumiec ... tak jest przeciez wygodniej. 


Winko wzmacnia... oczywiscie nie cala beczka naraz

Znalazlem na blogach notke wychwalajaca zbwienne skutki jedzenia soi i propozycje zastapienia tymze boskim czy jak woli autor krolewskim daniem miesa zwlaszcza tego Fe-czerwonego:) Mysle ze straszenie czerwonym miesem jest tez proba racjonalizowania jakiegos dysonansu poznawczego i nie mam zamiaru blizej sie rozwodzic na ten temat. Wiec?


   Nie ma jak czerwone wino do czerwonego miesa ...dalczego? Na top pytanie tez juz nauka znalazla odpowiedz. Na marginesie ciekawe jest to ze ta sama nauka z jednej strony straszy a z drugiej probuje oswajac wszystko to co bylo dobre potem zle a teraz znowu dla nas pozyteczne. Tak wiec nauka wkroczyla tez na grunt dietetyczny i wymyslila soje z jej zbawiennymi skutkami oddzialywania na nasza padlino-dajna diete. Nasze warzywa korzenne zawieraja podobne skladniki jak soja do tego mozna dolozyc owoce i gdy jemy gotowane miesko wszystkie te dodatki redukuja pozorna szkodliwosc dan miesnych. A sklonnosc do chorob mamy niestety zapisana w lancuchu DNA juz w momencie poczecia. I wcale sie nie dziwie, ze nauka wlasnie tam szuka mozliwosci ulzenia ludzkosci leczac podatnosc na choroby u ich zrodla. Ewolucja jak mniemam jest bezlitosna i pozostawia na "polu walki", tylko jednostki najlepiej przystosowane wiec tez takie, ktore potrafia poradzic sobie przez bardzo dlugie zycie z trawieniem wlokien miesniowych naszych dalekich kuzynow. Wszelkie nagle zmiany musza byc obarczone ryzykiem drastycznych zmian psycho-fizycznych i dopiero weryfikacja dostowawcza moze dokonac sie po kilku pokoleniach. Jednak my mamy jedno zycie i nie mozemy czekac na wynniki jakie nastapia po nas w dobrym przypadku po kilkudziesieciu latach. Wszystkie choroby maja swoje zrodla nie tylko w jedzeniu, nawet wplyw zmian slonecznych jest zrodlem roznych schorzen. Tak wiec wszelka jednostronna dieta napewno nie pomoze w ciagu jednego zywota osobniczego. Owszem, zmiany nastapia, jak dramatyczne to wie tylko ten kto to przezyl i niestety musial wlasnie ze wzgledow zdrowotnych z takiej zimany zrezygnowac. Nie rodzimy sie wszyscy jednacy, zasob iformacji w naszych genach nie jest jednakowy, a mutacje jakie zachodza wewnatrz nie sa podobne i nierzadko ku rozpaczy najblizszych dokonuja straszliwych spustoszen u zdrowych i silnych jakby sie wdawalo ludzi. P**a genowa jaka dziedziczymy oraz p**a mutacji to jak wielkie rozdanie w pokera nie zawsze trafia sie full dobrze jednak ze najczesciej trafiaja sie dwie pary, wsrod nich jedne wygrywaja mniej lub troche wiecej ale sa tacy ktorym szczescie odmowilo jakiegokolwiek zestawienia. Poki co nie mamy jeszcze wplywu na tak "niesprawiedliwe" podejscie natury do naszego organizmu, ale i to sie powoli zmienia wsrod krzyku przeciwnikow manipulowania tym co boskie i nienaruszalne. Niestety prawda jest taka ze jesli nie bedziemy ingerowac juz u poczatkow naszych narodzin wszelkie choroby nadal bedziemy leczyc za pomoca idiotycznych srodkow farmakologicznych, ktore w gorszy sposob dewastuja nasze ciala i umysl niz najwieksza gora miesa. Umiar we wszystkim to jest najlepszy sposob na zycie. Chyba ze ktos lubi ryzyko i po kolacji z wielkich sojowych kotletow zapycha sie tabletkami antydepresyjnymi, ktore maja zredukowac napiecie nerwowe wynikle po naglym odstawieniu miesa. Miesko mniam mniam :))


Fizyka i chemia inaczej

Dlaczego te dwa slowa wypowiadane w odniesieniu do naszych uczuc mniejszych czy glebszych, wywoluja tak dziwne emocje? Dlaczego traktujemy je jak jakies zle fatum mimo, ze te nauki i im pokrewne staraja sie wyjasnic to co powoduje nami i calym naszym otaczajacym swiatem? Mozliwe, ze jest to wynikiem ciaglej proby wytlumaczania sobie niezgodnosci miedzy tym co widzimy i czujemy a tym co tak jakby na sile probuje wyjasnic motor naszego jestestwa. Jeszcze ze szkoly wynosimy przekonanie, ze nauka jest obarczona formulkami, teoriami i wzorami, ktore sa w calkowitej opozycji do naszego ogolnego pogladu na zycie codzienne. A przeciez fizyka i chemia to jest to wszystko co nas otacza, to gory, niziny, to morza i oceany, zielen lasow, to wszelkie zywe stworzenie. Wiec dlaczego tak bardzo bronimy sie przed ta prawda, ze i my jako ludzie podlegamy takim samym prawom, ktorych tak do konca jeszcze nie znamy. Ludzkosc rozwija sie w blyskawicznym tempie. Patrzac na historie latwo to zauwazyc. Kiedys czlowiek dla drugiego czlowieka nie stanowil wielkiej wartosci jak w obecnych czasach. Sa oczywiscie jeszcze miejsca gdzie dalej czlowiek traktowany jest przedmiotowo i nie humanitarne , lecz to co niesiemy ze soba zaowocuje w jakiejs przyszlosci tym, ze czlowiek stanie sie dobrem najwyzszym a jednoczesnie swiadomym swoich slabosci wobec natury. Jest to tylko kwestia czasu. Jestesmy chlonni wiedzy i z pokolenia na pokolenie dalej bedziemy rozwijac swoja tozsamosc. Moze wiec warto tak jak Sherlock Holmes na mala skale za pomoca dedukcji poszukac piekna w malych rzeczach, czasem przekazywanych nam w sposob dla nas niewygodny by po pewnej refleksji dojsc do wniosku, ze to co nas tworzy jest tez piekne i godne podziwu chocby to byla najmniejsza nasza czastka, ktorej pozornie nie czujemy i przeciez gdyby nie one nie byloby mozliwe napisanie czegokolwiek tu na blogu :))