Poranek wczesny spieszę do auta
Torby plecaki a nawet palta
Bagażnik pełen choć niedomknięty
Niczym Kubica rozprawiam zakręty
Urlop nad morzem tuż przy latarni
Blisko do lasu z dala od Warmii
Z dala od jezior sól wcieram w dłonie
I moja Kochana przy której stoję
Ręczniki w garści kaczki gumowe
Idziemy dumnie na plaże piaskowe
Gdzieniegdzie kamień bądź butla po winie
Czas odpoczynku - roczny przywilej !!!
Koszulki dawno w plecak schowane
Biegnę do wody słońcem nagrzanej
Lecz pierwszy zawód za pierwszą falą
A dokąd tłumy tak z plaży walą
Spoglądam w niebo jakby czarniejsze
Na naszych twarzach miny smutniejsze
Sus w wodę szybki z moją kochaną
Niech zakosztuje wody za falą
Już kropić zaczyna nad naszym morzem
I coraz mocniej cóż począć ?! o Boże
Woda jak zupa gorąca i błoga
Lecz muszę wrócić - burzy przestroga
Nic nie poradzę ruszę od rana
Za siódmą falę ponad kolana
Gdzie kipiel łagodnie omyje brzuszek
I mojej Kochanej rozkoszny cycuszek
„Morze da każdemu nową nadzieję, a sen przywoła obraz domu.” Krzysztof Kolumb
niekochany
Rejestracja:
"Kiedy następnym razem zaczepisz mnie choćby o milimetr pomyśl o dniach w których będę szukał spokoju"
Dla J.
Ból którego nie czuję
jest tylko ułamkiem odległości
pomiędzy naszymi ustami
Słowa które przeszywają
nasze palce wywołują
drżenie naszych powiek
Usta składane na Twym czole
malują w Twoich źrenicach
uśmiech, którego nie chcę zatrzymać
- w tęsknocie a bliskości -
Na podłodze pereł sznury... Poskładane z łez wylanych w tęsknocie
jest tylko ułamkiem odległości
pomiędzy naszymi ustami
Słowa które przeszywają
nasze palce wywołują
drżenie naszych powiek
Usta składane na Twym czole
malują w Twoich źrenicach
uśmiech, którego nie chcę zatrzymać
- w tęsknocie a bliskości -
Na podłodze pereł sznury... Poskładane z łez wylanych w tęsknocie
https://www.youtube.com/watch?v=RDM5_k2HBm0
przed upojnym weekendem
upijając się
wymyślam mój świt
którego jeszcze nie znam
a może już chciałbym go zmienić
łyk za łykiem
przekraczam granicę
w głowie nie kręci świt
za chwilę ujrzysz mój kontur
odkładam szept Twoich ust
na kołdrze składając marzenia
i wierzę choć jeszcze świt
nie nastał w Twoich ramionach
krwi spienionej w krtani
zatrzymać w uśmiechu nie umiem
kładąc na dłoni sens
idę do Ciebie stęskniony
oburącz chwytam poranek, w nadziei usta zagryzam, i jeszcze tylko szept, na Twoich dłoniach pokładam
wymyślam mój świt
którego jeszcze nie znam
a może już chciałbym go zmienić
łyk za łykiem
przekraczam granicę
w głowie nie kręci świt
za chwilę ujrzysz mój kontur
odkładam szept Twoich ust
na kołdrze składając marzenia
i wierzę choć jeszcze świt
nie nastał w Twoich ramionach
krwi spienionej w krtani
zatrzymać w uśmiechu nie umiem
kładąc na dłoni sens
idę do Ciebie stęskniony
oburącz chwytam poranek, w nadziei usta zagryzam, i jeszcze tylko szept, na Twoich dłoniach pokładam
Skalne wybrzeże
zatrzymaj się na chwilę
odwróć oczy od rzeczywistości
ciepłotą swych palców rozpal
małej kropli zatroskane powieki
uśmiech kosmykiem przysłoń
powieki trzepot rozjusz
bazując na mym niedosycie
sanktuaria smukłości rozcieraj
skrajem Twych ust podążę
wampira pasją szyję oplotę
pomrukując w uszy oddechem
zachłannie okolę Cię całą
wyeksponowany owoc traci na wartości ustępując miejsca ukradkowemu spojrzeniu.
odwróć oczy od rzeczywistości
ciepłotą swych palców rozpal
małej kropli zatroskane powieki
uśmiech kosmykiem przysłoń
powieki trzepot rozjusz
bazując na mym niedosycie
sanktuaria smukłości rozcieraj
skrajem Twych ust podążę
wampira pasją szyję oplotę
pomrukując w uszy oddechem
zachłannie okolę Cię całą
wyeksponowany owoc traci na wartości ustępując miejsca ukradkowemu spojrzeniu.
Obrady myśli upitych
Słońce przebija się przez śnieg
w żelaznych okowach
niosąc do Twoich rąk
ostatni oddech w poranku znaleziony.
falochron Twoich łez
przeszywa poduszki kratki
skryta za roletami tęsknot
łakniesz dłoni mojej ciepło.
rozkroplonych uczuć lody
topnieją arsenałem próśb
darowanych myśli krwotok
wybucha rozpraszając mrok.
gdzieś na dnie Twojego serca
rozkosznie śpi miłość skulona
niczym embrion w kulkę zwinięty
rozkosznie rozpierając przyszłe początki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli powiesz mi prawdę
którą nosisz w sercu
podzielisz się tym wielkim ciężarem
będzie Ci łatwiej kroczyć przez życie
patrząc odważniej w oczy ludziom
którzy niczego nie dokonali
którzy niczego nie doświadczyli.
stając się wolna
ujrzysz mych tęsknot granice
bolesnych ran rozszarpanie
windując swoje życie na piedestały.
jeśli powiem Ci prawdę
zawiedziesz się na mnie
rzucając mnie w niepamięć
słowa które tak Cię budować potrafiły
lecz pamiętaj że zawsze jest szansa
aby znów stać się czystym jak wtedy
kiedy pierwszy raz mnie całowałaś
na przystani zwanej zimowa cerkwią.
stając się wolna
ujrzysz mych tęsknot granice
bolesnych ran rozszarpanie
windując swoje życie na piedestały.
Ilekroć usiłuję mówić Ci prawdę Ty twierdzisz, że kłamie.
w żelaznych okowach
niosąc do Twoich rąk
ostatni oddech w poranku znaleziony.
falochron Twoich łez
przeszywa poduszki kratki
skryta za roletami tęsknot
łakniesz dłoni mojej ciepło.
rozkroplonych uczuć lody
topnieją arsenałem próśb
darowanych myśli krwotok
wybucha rozpraszając mrok.
gdzieś na dnie Twojego serca
rozkosznie śpi miłość skulona
niczym embrion w kulkę zwinięty
rozkosznie rozpierając przyszłe początki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli powiesz mi prawdę
którą nosisz w sercu
podzielisz się tym wielkim ciężarem
będzie Ci łatwiej kroczyć przez życie
patrząc odważniej w oczy ludziom
którzy niczego nie dokonali
którzy niczego nie doświadczyli.
stając się wolna
ujrzysz mych tęsknot granice
bolesnych ran rozszarpanie
windując swoje życie na piedestały.
jeśli powiem Ci prawdę
zawiedziesz się na mnie
rzucając mnie w niepamięć
słowa które tak Cię budować potrafiły
lecz pamiętaj że zawsze jest szansa
aby znów stać się czystym jak wtedy
kiedy pierwszy raz mnie całowałaś
na przystani zwanej zimowa cerkwią.
stając się wolna
ujrzysz mych tęsknot granice
bolesnych ran rozszarpanie
windując swoje życie na piedestały.
Ilekroć usiłuję mówić Ci prawdę Ty twierdzisz, że kłamie.