z upodobaniem kładziesz zaciśniętą linię ust
na słowach wciąż niewypowiedzianych
nieśmiałym gestem przygarniasz ciepło
leniwie pełgające pod sennością powiek
cykliczność przemijania odliczasz ilością barykad
tworzonych z tłumionych uderzeń serca
/maskowanych narcystyczną bezczelnością/
budując od nowa swoja tożsamość
zatracasz się w odczuciu pragnienia wolności
żarliwość oddechu znaczonego kłamstwem
bez namysłu skazujesz na obumarcie
a jednak wciąż szukasz siebie
w odpowiedziach milczenia
anabell7
Rekonstrukcja
Tak po prostu
znowu powitasz mnie banalnym muśnięciem
warg pytających o samopoczucie
niecierpliwym dotykiem obudzisz
wrażliwość skóry skazanej na bezsilność
wstydliwie ukryjesz drżenie głosu
i swój wzrok lśniący wilgocią
a ja szepnę z kocim zadowoleniem -
rozbierz mnie na części i zabierz ze sobą
tworząc od nowa moją codzienność
Stan nieważkości
wciąż słyszysz sny marzyciela
miarowe niczym oddech dziecka
mantrą nazywasz tych kilka epizodów
pospiesznie sklejonych z pseudoporozumienia
dysharmonia normalności osacza każdą
wiadomość zapisaną na wyciągniętej dłoni
nawet dźwięk dzwonka brzmi zbyt wulgarnie
gdy przychodzi Idylla
w zderzeniu z przewrotną egzaltacją
pozostanę nienazwana
Rekonstrukcja oczywistości
staram się objąć słowem
myśli cicho zalegające między półkulami
nie umiem już chyba tworzyć obrazów
pełnych metafizycznego uniesienia
idealnie dopasowanych do łagodnych
uwypukleń dnia codziennego
skonkretyzowane falstartem obietnice
układam luźnym stosem w koszu
wiem że archiwizacja głupoty
jest bezsensowna
i tak banalnie
zmieniam pióro
nowe już nie krwawi
Desperatka
wciąż się modlę zdławionym szeptem
o krzykliwe myśli wczorajszych snów
kolorowych niczym urojenia psychoanalityka
chowam w obłąkaną podświadomość
dwa obowiązkowo dźwięczne słowa
których melodii już nikt nie pamięta
obumieram upijając się własną śliną
zdrętwiałymi palcami odpukuję w niemalowane
i desperacko podgrzewam tężejącą krew