beauti_46

Rejestracja: 2006-07-13
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Punkty8więcej
Do utrzymania poziomu: 
Ilość potrzebnych punktów: 192
Ostatnia gra
Yatzy

Yatzy

Yatzy
1 dzień temu

Wieczorny walking

Trochę się dzisiaj spóźniłam na moje weekendowe maszerowanie. Po porannych działaniach ekologicznych, sobotnim uzupełnianiu zaopatrzenia na ryneczku, rozmrażaniu lodówki, bo ta zastrajkowała z powodu nadmiaru lodu i pichceniu małego 'co nie co'  zrobiło się późne popołudnie. Jednak pogoda była taka sympatyczna, że żal było nie wyjść.
 Początkowo szłam 'w stronę słońca' prosto w zachodzącą właśnie pomarańczową, ognistą kulę przede mną. Trochę mnie oślepiało, ale drogę znam na pamięć i mogłam iść nawet z zamkniętymi oczami n17.gif, a jeszcze, podpierając się dwoma kijkami, to już zupełnie bez obaw. Wyszłam z obszaru zabudowań na ścieżkę wzdłuż kanałku. Pięknie pachniała skoszona trawa, zagrabiona w kopczyki. To chyba ostatnie sianokosy w tym roku. Spotkałam rakarza. Razem ze strażnikiem miejskim złapali bezdomnego psiaka. Byłam kiedyś świadkiem jak pies rzucił się na dziewczynkę i pogryzł ją. W mojej okolicy ludzie często 'wyprowadzają swoje psy' otwierając im furtkę i puszczając samopas. Dalej moja trasa biegła (w przeciwieństwie do mnie) przez niewielki i  lasek. Zaraz na samym początku, tak bardziej przy ulicy w zagłębieniu, żeby nie powiedzieć w rowie, coś się poruszyło. Była to kobieta w stanie wskazującym na spożycie... No cóż, równouprawnienie n12.gif W lasku już więcej nie spotkałam nikogo. Cudowne powietrze, wdychałam jego woń głębokimi haustami. W lesie po deszczu cudownie pachnie ziemią i igliwiem. Gdzieś sroki kłóciły się wysoko na drzewie. Co chwila tylko wpadałam w chmary drobnych owadów podobnych do komarów, jednak żaden nie okazał się przykry dla mnie n0.gif Więc podejrzewam, że to jednak były inne owady. Ślicznie wyglądały czubki drzew, oświetlone przez zachodzące słońce. Skończył się lasek i weszłam znów w obszar niskiej zabudowy. Tu i ówdzie grupki mieszkańców ze znajomymi organizowały, ostatniego tego lata, grilla. Szybko minęłam to głośne i śmierdzące miejsce na bezdechu. Dalej idąc wzdłuż kanałku minęłam producenta trawników - fajny biznes - i całkiem sporo tej trawy produkuje. Potem tylko z rolki rozwija, podlewa i trawniczek w kilka dni gotowy n0.gif. Wyszłam w końcu na mój ulubiony, po lasku, fragment trasy - rozległą łąkę. Zachodnie niebo przybrało przepiękne barwy od różowej purpury, poprzez pomarańcz i ciepły żółty do jasnego i coraz ciemniejszego błękitu. Na tym pięknym tle czarną kreską rysował się charakterystyczny profil stolicy. Piękny widok. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu fotograficznego. Doszłam do półmetka, zrobiłam szybki zwrot i nie zatrzymując się maszerowałam z powrotem. Przede mną 4 km i zaczęło się dość szybko ściemniać. Nad łąką co rusz przelatywały małymi stadkami kaczki, powracające na noc do swych gniazd. Ucichły świerszcze, które jeszcze przed chwilą grały swój wieczorny koncert. Przyroda zasypiała. Znowu minęłam towarzystwo, żegnające się na kilka miesięcy ze swoim grillem, głośniejsze z każdym piwem. Przede mną ciemniała ściana cichego i bardzo (nagle) tajemniczego lasu. Potykając się o korzenie nie maszerowałam a gnałam z duszą na ramieniu, potykając się o wystające korzenie. Było zupełnie ciemno, nie przedzierało się tu żadne uliczne, czy jakieś inne (domowe) światło. Każdy szelest był złowrogim sygnałem czyjejś obecności. W takich chwilach wyobraźnia dramatycznie uzupełnia to czego nie widać i czego nie słychać. n29.gif Wreszcie zaczęło jaśnieć przed mną osiedle domków, na którym mieszkam. Ufff Następnym razem, lepiej sobie zaplanuję swój walking, nordic? nie, ten był dramatic n0.gif

Wreszcie jadę...

na, od dawna oczekiwany urlop :) Większość z Was swój urlop ma w sympaycznych wspomnieniach a ja dopiero teraz i nie będe się rozpisywała dlaczego tak późno, bo i nie o tym chciałam. Wszystko zaplanowałam sobie w internecie. Pokój i podróż. To jednak cudowne, że nie musisz nigdzie chodzić, stać w kolejkach. Ile czasu się oszczędza. Szczęśliwa, że udało misię spakować jakoś (to jest dla mnie najgorsze w wyjazdach: pakowanie i rozpakowywanie), spokojna dotarłm na dworzec autobusowy przed czasem. Wreszcie przyjechał "mój" autobus. Miałam numerowane miejsce. Obok mojego miejsca już siedziała starsza pani. W krótkiej, introdukcyjnej wymianie zdań dowiedziałam się, że Pani jedzie do tej samej miejscowości. To cudownie! - rzekła Pani - bo, wie Pani jestem po wypadku, z drabiny spadłam i w kolanie jakieś odłamki miałam, to mi otworzyli. O, odtąd dotąd mam bliznę, 26 szwów mi założyli. Udar też miałam, o tutaj - Pani szczypała się po policzku - nic w ogóle nie czuję. Od marca moja doktor mi załatwiała to sanatorium, szybko co? Całą reklamówkę leków wiozę, muszę to wszystko brać, co mi Pani doktor przepisała, połowa walizki to leki. (muszę się tu wtrącić teraz, bo w autobusie nie miałam w ogóle szansy: lekarze bez opamiętania przepisują leki na każde schorzenie z jakim się do nich przyjdzie. Uzbiera się tego góra, albo, jak w tym przypadku reklamówka, farmaceuci ręce zacierają a jak kobiecina połknie to wszystko, to i lekarz znowu będzie miał kogo "leczyć" i tak się kręci w tej za przeproszeniem 'służbie zdrowia'. Farmaceuci tworzą coraz to nowe leki, jednak badania obejmują reakcje tych leków z co najwyżej 4-5 podstawowymi substancjami chemicznymi. No to strach pomyśleć jakie tam reakcje zachodzą jak kobiecina łyka ich całą reklamówkę - nic dziwnego, że ciągle jesteśmy chorzy). Jak byłam w szpitalu to tylko młodszy syn mnie odwiedzał. Razem mieszkamy z Cześkiem. 'Młody', tak go nazywam bardzo dobry dzieciak jest, a jego brat?!! to zupełne przeciwieństwo, no mówię pani zupełne, nie o 180 a o 360 stopni. Taki jak ojciec Rozwiodłam się ze swoim ale mieszkaliśmy razem. On w największym pokoju, a ja i Czesiek w tych małych. Teraz ten duży pusty stoi. On bardzo dobry fach miał w ręku był złotnikiem i zegarki naprawiał, ale wódkę lubił i moja siostra też. Czesiek, to imię chciał zmieniać przez niego. Czemu? Bo mój, jak na niego był zły to WC na niego mówił.  Cztery nas Mama wychowała. Bardzo dobrze nas wychowała. Jedno co nas nauczyła to piec ciasta, gotować, prać i prasować, przetwory robić i przed ósmą do domu wracać. Bardzo lubiłyśmy lekcje w-f, moja siostra to do tego stopnie, że jak wskoczyła na kozła to nie chciała zejść. Jak po operacji do domu wróciłam, wchodzę do swojego pokoju, a tam łóżka mojego nie ma.  Pytam się 'gdzie moje łóżko?" a on, że Paweł wziął. Potrzebował to wziął. Wzięłam yorka i wyszłam z domu a łzy to mi po twarzy płynęły. A moja sąsiadka to z domu w ogóle nie wychodzi; ma taki stołek z dziurką do załatwiania się. Nie ma rodziny ani przyjaciół? Panna! zawsze w domu siedziała. Taka aspołeczna. No, akrzykliwa! Zaczynałam mieć fizyczne objawy przesytu (jak zjem czegoś za dużo to mnie mdli) i całe szczęście, że zajechaliśmy do celu naszej podróży. Szybko wyskoczyłam z autobusu po swój bagaż, Pani życzyłam miłego pobytu i szybko się oddaliłam. 
Czy Wy też zauważyliście, że mielimy ozorami bez sensu, pytani i nie pytani coraz bardziej bez krępacji i bez żadnej zachęty do zwierzeń. Co mnie obchodzą jakieś prywatne sprawy tego czy owego, których muszę słuchać, bo jedziemy razem tym samym tramwajem, autobusem czy w pociągu. Kiedyś był ładny zwyczaj wychodzenia z przedziału, gdy chciałam rozmawiać przez komórkę, teraz gada jeden (pół biedy) i drugi (robi się już jazgot) i trzeci - i już własnych myśli nie słyszę ani nie rozumiem co czytam :/ Przecież nikt nie musi gadać o swoim ginekologu albo o tym jaka Jadźka jest świnia, bo odbiła Łukasza Magdzie, albo przechwalać się jak to było wczoraj na imprezie zajeb... jak się wszyscy pochlali, w tramwaju pełnym ludzi.

jajecnica zy szczeczporkiem

Posłuchajcie jak się męczą ale i bawią. Ja też uważam, że Polska jest prze-pię-kna n2.gif

https://www.youtube.com/watch?v=jniKtV-ny5o

zakłócenia

Jak zwykle w ostatnie poniedziałki miesiąca wsłuchiwałam się w dźwięki muzyki Chopina choć nie tylko, nie tylko, bowiem koncert dzisiejszy uświetniła swoją obecnością Lilianna Zalesińska (mezzosopran). Zaśpiewała 13 pieśni pięknym, silnym niższym sopranem. Akompaniował Jej Piotr Szymanowicz, który wykonał trzy utwory Chopina, będące antraktem dla śpiewaczki, podczas których mogła nieco wypocząć. Jednym z utworów zaprerzentowanych przez P.Szymanowskiego było kojące (jak wiosenny deszczyk) Berceuse https://www.youtube.com/watch?v=lCM-Liy_kUU.

Pieśni, Pani Lilianna wykonywała w języku polskim, francuskim i niemieckim. Zadbano, byśmy zrozumieli o czym śpiewaczka śpiewa i otrzymaliśmy tłumaczenia tekstów obcojęzycznych, wykonane przez samą śpiewaczkę. Zadziwiające było, że pieśń wykonywaną w języku ojczystym zrozumiłam bez pomocy tłumacza. Często mam z tym problem, gdyż śpiewaczki bardziej skupiają się na uzyskaniu odpowiedniej tonacji niż odpowiedniej dykcji. Czesto mam problem ze zrozumieniem, w jakim właściwie języku wykonywana jest pieśń :D U Pani Lilianny wszystko było zrozumiałe, każde słowo brzmiało czysto i wyraźnie a i tony właściwe zostały osiągnięte bez żadnego wysiłku. Wydawać by się mogło, że po 13 pieśniach będzie słychać w bisach (których było aż dwa) jakieś zmęczenie, lekkie chociażby drżenie głosu. Nic z tych rzeczy. Wszystko było perfectissimo, chociaż.... nie do końca

Obok mnie siedzała starsza kobieta, ubrana dosyć kolorowo (tak wiosennie), dosyć też pachniała perfumą, od której dostawałam zawrotów głowy (a ja myślałam, że to głos Pani Lilianny i gra Pana Piotra tak na mnie działają :)) i ciągle ... mlaskała. To pewnie jakaś choroba, choć niezdefiniowana do końca, ale to malaskanie (15 - conajmniej - razy na minutę) było czymś okropnym i zepsuło mi tak cudownie zapowiadąjacy się wieczór.

Po koncercie, wyzwolona z jarzma mlasku (obrzydliwość), odzyskałam resztki (nieutracone, ocalałe) dobrego humoru w towarzystwie moich przyjaciół Zoś i Stasia - uratowali mi życie!! :D


9 rzeczy, które umieli robić faceci a teraz już ich nie potrafią...

""Wczoraj, na chwilę przed zaśnięciem, przyszło mi do głowy pytanie: „Dlaczego tak wiele kobiet jest samotnych?”. I zanim jeszcze zaczęłam śnić, zdołałam sobie na to pytanie odpowiedzieć: „Bo nie spotykają żadnych facetów!”. Ani jednego. Okrągłe ZERO.

Wszystkie moje znajome miały koleżanki i ani jednego kolegi. Czasem nawet zaskakiwało mnie, że te koleżanki miały męskie imiona, ale ja nie dałam się zmylić – to były takie same dziewczyny jak pozostałe, tylko brzydsze i bardziej chamskie. Na tym różnice się kończyły, bo każdy z nich był w stanie zapewnić jej to samo co inna dziewczyna czyli wspólne oglądanie komedii romantycznych, chrupanie czekolady i użalanie się w okresach cyklicznej chandry.

Nie ma więc co się dziwić, że nie reagują na nich jak na gości z kinowych ekranów, a co zabawne, na tych ekranach zwykle nie ma nic niesamowitego. Same proste rzeczy, które (jeśli wierzyć naszym babciom) były tak powszechne, że na takich mężczyzn mówiło się „normalny facet” – samodzielny, silny, zaradny, chwilami macho, ale też okazujący uczucia zamiast o nich rozmawiać. Taki Sean Connery z pierwszych Bondów, do którego wciąż wzdychają kobiety chociaż dookoła mają w bród wrażliwych i przewrażliwionych na punkcie wyglądu facetów, których zupełnie nie chcą.

A skoro tak, to jak zachowywali się faceci kiedyś?

1. Umieli naprawić kran, skręcić szafkę, zlokalizować bezpieczniki, wymienić koło w samochodzie…

Proste techniczne rzeczy, które lepiej niż erekcja podkreślają fakt, że ma się jaja. W świecie gładko ogolonych mężczyzn strojących się godzinami przed lustrem jak panienki, to właśnie po tym można poznać faceta – czyli kogoś kto wie, że śrubki łatwiej wkręca się śrubokrętem niż nożem (w przeciwieństwie do tego co myślą kobiety). Niedawno słyszałam, że 60% mężczyzn nie umie już wymienić żarówki. Podejrzewam, że są to przesadzone dane, ale jednocześnie znam ludzi, którzy łapiąc gumę wzywają pomoc drogową, więc może coś w tym jest. W obu przypadkach ciężko jest mi sobie wyobrazić, żeby jakaś kobieta mogła mieć przy takich ofermach poczucie, że może na nich liczyć.

2. Umieli gotować, prać i prasować (chociaż zwykle nie musieli tego robić)

A to tego nie powinny robić kobiety? Nie. Zasada jest taka, że klasyczny facet umie sobie poradzić bez nich nie doprowadzając się do wyglądu kloszarda. Ostro nie? A już całkiem pogarsza sytuację fakt, że gotowaniem ciężko jest nazwać odgrzewanie posiłków lub przygotowywanie zupek chińskich.

Nasze babcie zawsze powtarzały, że mężczyzna nigdy nie powinien być uzależniony od gotującej mu matki, dziewczyny lub kochanki. Nawet bez nich powinien umieć żyć na tym samym poziomie, bez uciekania się do techniki pozwalającej używać jednej pary bielizny przez cztery dni (Dzień 1. Normalnie. Dzień 2. Tył na przód. Dzień 3. Normalnie, ale odwrócone na lewą stronę. Dzień 4. Tył na przód, ale odwrócone na lewą stronę) J. Jeśli jest się zmuszonym do takich rzeczy, to oznacza to przeciwieństwo samodzielności, nad czym może od czasu do czasu ulituje się jakaś dziewczyna z syndromem Matki Teresy i pójdzie z nim do łóżka, ale rzadko zostanie w nim na dłużej.

3. Potrafili odnaleźć się w każdej sytuacji

„Każda sytuacja”, to może przegięcie, ale m.in. oznacza to posiadanie chociaż tyle zaradności, żeby bez mapy i panikowania odnaleźć się w całkowicie obcym mieście, udzielić pierwszej pomocy kiedy ktoś obok zemdleje albo coś urwie mu rękę, z odwagą przyjąć zastrzyk, nie mazgaić się kiedy straci się pracę tylko polegać na sobie na tyle bardzo, żeby wiedzieć, że to tylko przejściowe niedogodności.

4. Umieli i nie bali się bić ani bronić innych

To trochę kontrowersyjne, bo w ciągu ostatnich lat bardzo modne zrobiło się mówienie, że prawdziwy mężczyzna nie używa siły fizycznej, szanuje siebie tak bardzo, że nawet jeśli ktoś napluje mu w twarz, to nawet go to nie ruszy, a w razie niebezpieczeństwa powinien uciekać gubiąc po drodze swoją godność. Zabawne są w tym dwie rzeczy: 1) mimo tej filozofii i tak każdy facet chętnie idzie do kina i ogląda filmy akcji o zabijakach, którzy mają odwagę na to czego mu jej brakuje; 2) i mimo wszystko wciąż będą mogły się zdarzyć sytuacje, w których będzie po prostu musiał walczyć zapominając o swoim upośledzonym stylu myślenia (…)

5. Dokładnie wiedzieli co znaczy słowo „amant”

Facet to nie tylko ktoś kto pije benzynę, w bilardowym pubie rozbija gang motocyklistów, a po wszystkim odchodzi w kierunku zachodzącego słońca, ale też ktoś za kim szaleją kobiety, a on potrafi być czarujący i rozpalać ich wyobraźnię. Brzmi prosto, ale to kolejny element układanki, z którym nie radzą sobie współcześni mężczyźni. Potrafią chodzić, płakać, prosić, błagać, pytać w kółko: „To co chcesz dzisiaj robić?, Mogę cię przytulić?, Naprawdę ci nie przeszkadza, że położę tutaj swoją rękę”, ale to się nie sprawdza nigdzie poza kinem. Właściwie tam, też już nie bardzo. Wyobraźcie sobie siebie na miejscu kobiety – co ona ma myśleć o kimś kto nie ma jaj, żeby z nią pogadać, zachwycić sobą i zabrać do mieszkania? A przecież każdego dnia setki kobiet chodzi na randki, na których facet nie ma odwagi, żeby wykonać jakikolwiek zdecydowany ruch. Cóż, nie mam pewności, ale podejrzewam, że taki gość przypomina im ośmiolatka, którym trzeba się opiekować, a to dość daleka wizja od ich ideału, za którym rzucą się na koniec świata.

6. Radzili sobie w łóżku

To punkt, który bezpośrednio wynika z poprzedniego. Wielokrotne orgazmy, to powinien być standard w jego wykonaniu. Pytanie: „Jak ci było?” już nie.

7. Wykorzystywali okazje

Nie wiem dlaczego i nie wiem czy tylko w Polsce, ale utarło się, że powinno się być cwaniakiem, czyli takim trochę aktorem, a trochę czarusiem, który zawsze potrafi dać sobie radę i w końcu dopnie swego. Kiedyś nie liczyły się przeszkody, ale to czego się chce, bo ludzie dokładnie wiedzieli czego chcą. Teraz to rzadkie zjawisko, więc spycha się własne pragnienia na rzecz rozmyślania o wszystkim co może pójść nie tak. A w tym czasie kobiety wzdychają do osiłków, których można posądzić o wiele, ale nie o myślenie.

8. Radzili sobie finansowo

Jeszcze trzydzieści lat temu, w większości rodzin to wyłącznie od pracy faceta zależało utrzymanie całej rodziny, więc wymuszało to na nim nie tylko odpowiedzialność, ale też robienie wszystkiego żeby zapewnić rodzinie jak najlepsze życie. Nikt nie zastanawiał się co lubi, ale na czym będzie zarabiał i patrząc na przedwojenne statystyki, to mężczyźni nie zajmowali się niedochodowymi zajęciami. Obecnie najpierw ruszają na humanistyczne studia, po których nie stać ich na nic, a później użalają się, że „dupy lecą na kasę”.

9. Umieli przepraszać

Przyznawanie się do błędu znalazło się na ostatnim miejscu, bo częściej powinno się prosić o wybaczenie niż o pozwolenie. Robić swoje, ale kiedy coś się spieprzy, to umieć przeprosić. To też deficytowa, chociaż bardzo prosta umiejętność. Podejrzewam, że niechęć do przepraszania bierze się z tego, że skoro nawala się na tylu polach, to lepiej udawać, że wszystko jest w porządku niż się przyznać do błędu.""

VOLANT