Mamy już za sobą drugi mecz w rozgrywanym w Rotterdamie turnieju Siatkarskiej Ligi Narodów. Wczoraj polscy siatkarze wygrali w tie-break'u z Niemcami. Miałam mieszane uczucia, bo jak seta wygrywali Polacy, to wiadomo radość, bo górą nasi a jak seta wygrywali Niemcy, to też się cieszyłam (no, może trochę mniej), bo trenerem niemieckiej drużyny jest kolega Bartosza Kurka (nadal czynnego zawodnika, kapitana naszych) - Michał Winiarski. Miał on trudne zadanie, gdyż jego 'młody' zespół (nawet 19-latek tam gra) miał zagrać z jedną z najlepszych drużyn na świecie. Uważam, że podopieczni 'Winiara' nie przestraszyli się tytułowanego przeciwnika i zagrali bardzo dobrze. Sam fakt, że wygraliśmy dopiero po 5 setach jest tego dowodem. No i w dzisiejszym meczu znowu mnóstwo emocji. Holenderski zespół okazał się o wiele trudniejszym przeciwnikiem. Znowu, dopiero w 5-tym secie pokonaliśmy gospodarzy. Świetny był dzisiaj Kuba Kochanowski - wspaniale serwował (zdobył 5 pkt asami serwisowymi) i blokował jak "Mur Chiński". Brawo siatkarze i brawo kibice, którzy, uważam, że są najlepszymi kibicami ever. Atmosfera każdego meczu siatkarskiego jest wspaniała właśnie dzięki nim.
VNL AHOY
Poland Garros
Iga po raz trzeci zwyciężyła paryski turniej. Po bardzo długim meczu zakończenie zaskoczyło nawet samą Igę. Puściły nerwy popłynęły łzy. Muchova pokazała klasę fantastycznymi asami serwisowymi i grą przy siatce
Ciągle kogoś żegnam....
Wkroczyłam już w taki wiek, że częściej kogoś żegnam niż nowego poznaję. Odchodzą Ci, których znałam, lubiłam, kochałam. Nowych, z ostrożności i ogólnego zniechęcenia nie chcę poznawać. Dzisiaj odszedł Marek Gaszyński. To Jego audycje w PR stanowiły dla mnie źródło muzyki rozrywkowej i rozbudzały zainteresowania różnymi jej gatunkami. Mogę śmiało stwierdzić, że od Niego się wszystko zaczęło. Moje zainteresowanie i uzależnienie, bo muzyka, jej różnorodność ma ogromny wpływ na moje samopoczucie, zapoczątkował właśnie Pan Marek. Po nim byli kolejni Marek N., Jerzy K., Piotr K., Wojciech M. Mogłabym załączyć wiele muzycznych ilustracji do tego wpisu, trudny wybór, ale zaproponuję jedną z moich ulubionych
Dzięki takim przepięknym tekstom Marek Gaszyński na zawsze pozostanie w mojej pamięci i sercu.
(za)biegany dzień przedświąteczny
Urlop przedświąteczny. Oczywiście trzeba zrobić zakupy. Jedziemy z Michałem, bo kupujemy takie większe gabaryty: worek ziemniaków, cebuli, karton mleka, wiadro kapuchy i mnóstwo innych sprawunków tych z kartki i tych z poza niej (zawsze mi wychodzi tych z poza kartki więcej czy Wam podobnie?). Najwięcej czasu zeszło nam w księgarni i w ...korkach. Chyba wszyscy byli dzisiaj pierwszy dzień na przedświątecznym urlopie i robili sprawunki. Po powrocie do domu wskoczyłam w bardziej wyjściowe ciuchy i pobiegłam na Wigilię do dziewczyn ze 'Stowarzyszenia' - na drugi koniec Warszawy. Ponieważ dawno u nich nie byłam (tak przeciętnie 2 razy w roku je odwiedzam) oczywiście pomyliły misię stacje metra i wysiadłam stację wcześniej. Powinnam zapamiętać sobie, że do dziewczyn wysiadam na Starych Bielanach a nie na Słodowcu - chyba zapamiętam poprzez skojarzenie z wiekiem moich przyjaciółek Bielanek ????????. No więc chcąc nie chcąc poszłam ok.2 km piechotą, akurat zaczął siąpić taki 'przyjemny' zimowy deszczyk w sam raz na spacerek aleją Stefana Żeromskiego. Wigilia - sympatyczna. Dziewczyny, wesołe jak zwykle, od razu barszczyk, kapusta z grzybkami, śledzik. Zawsze czuję się u nich jak w domu. Roma obandażowana z ręką w gipsie po wczorajszym upadku na ulicy (z powodu wszechobecnej ślizgawki). Pozostałe koleżanki troszeczkę jakby starsze ale przemiłe, ciepłe i serdeczne, jak zwykle zresztą. Dołożyłam do smakołyków na stole mandarynki, karpatkę i piernik z powidłami i czekoladą. Kolędy, trochę wspomnień i zaczęłyśmy się rozchodzić. Każda z potężną (chyba z 5 kg) paczką żywnościową od Pana Burmistrza. Pojechałam do Złotych Tarasów aby nabyć u Wedla słodkie dodatki do prezentów i przy okazji poszukać łazanek, których nie udało nam się kupić przed południem. Były. Szczęśliwa latam po tych podziemiach dworca centralnego i ani się spostrzegłam jak znowu drałuję cały jeden przystanek, tym razem mojego autobusu, który ma przystanek vis a vis Dworca (pod Mariotem) a ja czułam jakiś niedosyt (żart oczywiście) łażenia zwłaszcza z ciężką torbą i poszłam na przystanek pod Novotelem ok.1,5 km dalej. W autobusie straszny tłok - wszyscy tak jak ja, wracają z Wigili w 'stowarzyszeniach' i z zakupów przedświątecznych (hłe hłe). Niestety, nie posiedziałam sobie. Potem jeszcze 15 minut w breji śnieżnej, bo 10 km od ścisłego centrum stolicy to już się nie odśnieża. No i wreszcie sobie usiadłam, uff
Pozostały wspomnienia...
Nie ma już człowieka, z którym mieliśmy zaplanowane tyle jeszcze fajnych rzeczy. Mieliśmy jeździć, jeszcze więcej niż dotychczas, bo miał być na to właśnie czas. A tu... pozostały niespełnione plany. Odszedł ktoś, zostawił swoje rzeczy, zapach i te obrazy w mojej głowie. Pozostało mi tylko ich odtwarzanie jak ulubiony film na video. A życie... ma teraz inny kolor, ma inny zapach.