Zapiski Magdy Umer o Agnieszcze..
alkohol-najpierw daleki znajomy, potem miły, kolorowy przyjaciel, lekarz, kokon, ostatnia deska ratunku i w końcu wróg. Śmiertelny.
W książce pod tytułem "Rozmowy w tańcu" napisała o sobie,że jest alkoholiczką.
Agnieszka o elegancji nie miała i - co może ważniejsze- nie chciała mieć zielonego pojęcia.Nudziły ją żurnale, kosmetyki, moda.
Pisała:"wiem że mankiety są raz szersze, raz węższe(przecież widzę),spodnie na zmianę to chudną do rozmiarów makaronu, to wypuszczają się do szerokości szarawarów,twarze na zmianę to sinieją, to świecą się jak latarnie,piersi rosną i znikają, ale pojęcia nie mam dlaczego. Niestety dla młodych te rzeczy są strasznie ważne."Myślę że Agnieszka nie miała nic wspólnego z elegancją w sensie sposobu ubierania się, ale miała coś dużo ważniejszego-Ona miała elegancką duszę.Mówiła że język polski jest jej prawdziwą ojczyzną.Czasami żartowała,że to jedyna odwzajemniona miłość w jej życiu.Pięknie o nim pisała:"Na przykład taki wołacz.Jest śmieszny.Robi co może, żeby zwrócić na siebie uwagę.Figluje, roi się i troi, a możliwości doprawdy ma małe.Przecież to tylko wołacz.
.Kiedy lekarze kazali Jej robić rożne badania, brać pigułki i w ogóle dbać o siebie- kiwała głową, ale tak naprawdę nie przyjmowała tego do wiadomości.Mówiła że ma zapalenie duszy i wadę serca, a na to nie ma lekarstwa.Ale lubiła słowo kardiogram bo to sto-gram
Nad nastrojem nie mogła zapanowac .Coś co zmieniało się częściej niż cokolwiek innego.
Nie mogła nad tym zapanować."Mam dwie dusze- jedną która płacze i drugą, która się śmieje. Ta szamotanina nastrojów to jestem ja".Miała dziwny stosunek do tzw ryzykownego życie. Z jednej strony mówiła o sobie ,że jest strasznym tchórzem,działaczy opozycji nazywała bohaterami, a z drugiej żyła jak cyrkówka na trapezie bez siatki ochronnej i co chwila wpadała z deszczu pod rynnę.Kiedy wyciągało się ją z kolejnych opałów, mówiła rozbrajająco, zamykając usta ratownikowi:"człowiek człowiekowi zgotował ten los"- mając oczywiście siebie na myśli.
.Była mistrzynią tolerancji. Najbardziej lubiłam Jej dystans i poczucie humoru na temat własnej twórczości. Poprawiała teksty nie obrażając się na artystę, nie robiła awantur, kiedy ktoś pomylił zwrotki, chociaż mogło to już co innego znaczyć wielką skłonność miała do zdrady, Bo często nudziła Ją rzeczywistość, w której już trochę pobyła.Nie była w stanie wytrzymać nudy, albo po prostu zwyczajności.Rozkochiwała w sobie ludzi, rośliny, zwierzęta i porzucała w pół kroku, w pół zdania, może nawet nieoczekiwanie dla niej samej. Pisała:"Nie umiem inaczej. Ja się rozwijam przez zdradę." No i odchodziła rozwijac się, ale tylko na nasze szczęście. My mieliśmy coraz piękniejsze piosenki, a Ona była coraz bardziej samotna.I nikt nie umiał
Jej pomóc, chociaż parę osób próbowało.
Wybrałam tylko fragment aby nie przynudzać.
https://www.youtube.com/watch?v=SG8bhRg4skI