Słowa to Myśli
Nie możesz myśleć
Nie znając słów
Więc wytęż umysł
I ucz się znów
Rozwiązuj czytaj
Dyskutuj też
To Cię wzbogaci
Uchroni także
Przed smutnym końcem
Przed pustym dniem
Możemy razem
Tęsknić za słońcem
Uwierz mi proszę
Ja to już wiem
dla Róży
To jest trudne do uwierzenia
Zastanawiam się co zaczyna dziać się dziwnego na tym świecie. Jak odchodził mój świętej pamięci ojciec z tego świata zadawałem sobie pytanie Boże dlaczego? Przecież to młody facet ma dopiero 51 lat. Nie nacieszył się życiem, wnukami etc. Teraz widzę, że przeżył kawał czasu ponad pół wieku. Dziś nie ma dnia aby nie zobaczyć jakiegoś czarnobiałego zdjęcia z podpiskiem zmarł ten i ten żył 29 lat, żył lat 35 czy 40. Odchodzą młodzi ludzie często sportowcy. Daje to do myślenia...
Gdzie te czasy . ....
Co tu się wyprawia ostatnio ???!!!
Totalna porażka. Nawet nie chce się więcej pisać, bo i tak wszystko sprowadzi się do jednego. Ohyda. Kiedyś miejsce fajnego spędzania czasu a dziś ... Brak słów.
GD ... Żal.
Mój czas,moje życie
Wiem o Panie dostałam jedno życie
Więcej nie będzie
Nie chcę zbyt wiele,jedno najważniejsze
Ty przecież wiesz o Panie
Co wieczór się modlę kiedy cisza nastanie
Jestem tylko z Tobą ,mamy czas
To moje takie niespania
To monologi ,opowiadania
Prośby gorące płyną ...bogata nie byłam
I już taką nie zostanę,bo na co mi to
Jedno tylko ,jedno jest we mnie
Byś mi dał jeszcze szansę
Pójść na spacer nad rzekę i przez las
Spacer po kochanych ścieżkach
Tak po prostu wstać i pójść
Nie bać się że nie dam rady, że się przewrocę
Czas nie zaczeka na mnie minuty
Godziny i dni w miesiące zamienia i lata
Lata i zimy,zimy i lata.a ja ciągle w miejscu trwam
Tego czasu nikt mi nie zwróci
A ile jeszcze go mam...pytanie
I nie wiem czy go oszczędzać
Czy nim szafować?
Niby proste a trudne pytanie
Martwi mnie to lecz trwam
Zamykam wtedy oczy
Inny świat ,świat bez trosk i bólu
Uśmiecham się bo znowu jestm tam
Na moim szlaku,dzewa grają
Ptaki wesoło śpiewają
Czuję we wszystkim serce Boga
Stary Joe
Jak zwykle siedział na swoim porchu w tym starym, wyciochranym przez wiatr i deszcz, drewnianym, noszącym ślady dawnego błękitu, bujanym fotelu.
Siadywał tam rano, gdy słońce nie zaczynało jeszcze zbyt mocno pogrywać z wytrzymałością jego ciała.
Bujał się w nim miarowo, niespiesznie i zupełnie bezmyślnie, jak mogło by się wydawać przypadkowemu przechodniowi, gdyby taki zdarzył się w tej jego zapadłej, nevadzkiej dziurze, z mocno podupadłym ranczem i zardzewiałą pompą ropy naftowej, która skrzypiąc bezlitośnie odmierzała sekundy i minuty jego istnienia.
Trudno powiedzieć, czy stary Joe narzucał rytm kiwania się pompy, czy też ona nadawała mu rytm, dość powiedzieć, że ona i on robili to w tym samym tempie.
Joe nie spodziewał się już niczego w swym życiu. Żadnych volt, piruetów i doznań. To już miał za sobą. Dobiegał sześćdziesiątki i czuł się stary. Nie jak świat, ale czuł, że zaczyna go przygniatać marazm, powtarzalność, rutyna i te krowy z sąsiedniego rancho, które codziennie oglądał, gdy pasły się na jego kawałku ziemi. Zawsze tak samo...One i on. Poranna kawa na porchu, bujanie, pompa, krowy, czasem wypad do Walmarta po naboje do broni na te cholerne grzechotniki. Czasem wypad do najbliższej knajpy na piwo z sąsiadami, ale i wtedy nie był zbyt rozmowny. Zapadał się sam w sobie.
Egzystencja.
Zachodzące słońce pozwoliło Joe'mu wyjść na porch ze szklaneczką tequili.
Z daleka unosił się kłąb czerwonego kurzu. Kurzu wzniesionego oponami czarnego Dode'a. Pickup niebezpiecznie szybko zbliżał się do rancha Joe'go.
Schylił się z fotela i sięgnął po strzelbę. Położył ją na kolanach i czekał z palcem na spuście.
................................................................................................................................................................................................................................
Zatrzymała auto przy porchu. Wysiadła i Joe ujrzał najpierw jej szeroki uśmiech, jej lekkie zakłopotanie, a potem całą resztę.
Palec zszedł ze spustu, bo spodobała mu się ta brązowowłosa i zielonooka kobieta. Miała na sobie zieloną, luźną sukienkę i brązowe kowbojki.
Nawet nie wstał z fotela, tkwił w nim i czekał na jej ruch.
Ona, nadal uśmiechając się, podeszła pod porch. Wiedziała czym grozi wtargnięcie na prywatny teren, a Joe nadal miał strzelbę i mógłby ją odstrzelić bez żadnych prawnych kocopołów. Legalnie.
Wstał i przyniósł jej i sobie tequilę z lodem, miała wysuszone usta.
Wypiła łapczywie.
Nie pytał po co przyjechała. Otworzył drzwi swego pordzewiałego pickupa i gestem zaprosił ją do środka.
Przyjęła zaproszenie. Wsiadła i wtedy Joe zauważył jak bardzo zgrabny ma tyłek.
Wiózł ją szybko po wertepach prerii. Jej pozbawione stanika piersi zaczęły skakać. Joe specjalnie cisnął pedał gazu w swym gruchocie i wybierał co większe ustępy ziemi, by piersi nieznajomej jeszcze bardziej falowały, podskakiwały w rytm tej nierównej jazdy.
Od 10-u lat nie miał kobiety. Czuł, że zaczyna wszystko w nim pulsować, począwszy od żył na skroniach po czubek jego czubka.
Odezwał się do niej, z udawaną troską, czy może przytrzymać jej piersi, bo obawia się, że zaraz urwą się na tych wertepach.
Zielonooka zaśmiała się ,złapała jego dłonie i położyła na swych krągłych piersiach.
A potem żyli dość długo i naprawdę szczęśliwie ;););)
Życiowe piosenki
Po bezdrożach nie raz życie się błąka
Nieciekawe pisze opowieści
I śpiewu nie słychać wcale
Nic tylko żale i żale
I nieraz sobie myślę może
Na przełaj pobiegniemy przez życie
Omijać będziemy piękne autostrady
Wiadomo one tak dla oczu piękno mają
A my chcemy by nam w sercu grało
By na chleb starczyło,zdrowie aby było
Byśmy byli tylko dla siebie
By jak pyszny deser smakowało
I zawsze mówiło ...tak za mało
Mam Ciebie za mało...
I zapytam jak mogła bym Ciebie
Nie kochać?
Jak nie pragnąć...no powiedz
Mówią że kobieta silna jest
Znieść wszystko może
A ja Ci powiem tak w sekrecie
Nieprawda
Świat tak opisuje kobietę
Bo ona z podniesiona głową
Dumnie kroczy ,prosto patrzy w oczy
Lecz kiedy choć na chwilę staniesz
Zobaczysz co dusza skrywa
Zobaczysz jak może być nieszczęśliwa
Wczorajszy dzień
Obudzona jeszcze wstać nie chciałam
Świat przez szybę oglądany
Śnieżnym puchem powitany
Zapatrzona w białe płaty
Jak by baletnicą były
Wirowały w tak muzyki
Wiatr szumem się zachwyca
I przygrywa jak na skrzypcach
Leć śnieżynko pokryj pola
Szarość wtedy zniknie
I też smutki muszę zasnąć
Wszak biel nie jest ich kolorem
Uśmiech kwitnie na mej twarzy
Czy już wiesz o czym marzę?
Niby zima , ja nie wnikam
W krasnoludki też uwierzę
Kiedy ciepły płomień grzeje
Blask kominka ciepłe mleko
I te oczy które bez pytania
Są odpowiedzią
on 1 po czasie
Mam ciężki charakter.
Potrafię się zezłościć w kilka sekund.
Płakać bez powodów.
Psuć komuś dzień , jeśli sam nie mam ciekawy.
Biorę wszystko do siebie i odgryzam się , kiedy mogę.
Nie jestem idealny, nigdy nie byłem i nie będę.
Pogodziłem się z tym.
Jestem uprzejmy dla tych, którzy mnie szanują.
I tak już zostanie.
Cichy bohater
Ten Pan to August Kowalczyk - polski aktor, który 10 czerwca 1942 roku będąc więźniem kompani karnej uciekł z niemieckiego obozu śmierci KL Auschwitz. Po ucieczce ukrywał się w zbożu w Bojszowach na Śląsku, gdzie odnalazły go okoliczne kobiety. Zapewniły mu kobiece przebranie i wskazały miejsce bezpiecznego schronienia. Przebywał przez siedem tygodni w kryjówce na poddaszu jednego z domów w tej śląskiej miejscowości, a następnie z fałszywymi dokumentami przedostał się do Generalnego Gubernatorstwa.
Po ucieczce do końca wojny walczył w szeregach AK w Miechowskiem. Po wojnie zadebiutował jako aktor teatralny. W latach 1968-1981 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Polskiego w Warszawie.
Kiedy w 1981 roku przeszedł na emeryturę, rozpoczął działalność w zarządzie głównym Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem – Pamięć o Auschwitz-Birkenau w Warszawie. Dla młodzieży szkolnej przygotował monodram „6804”, w którym opowiadał o swoich przeżyciach w KL Auschwitz.
Odwiedził tysiące szkół na terenie całej Polski, przekazując młodzieży świadectwo o piekle obozowego życia.Zmarł w 2012 r. w hospicjum w Oświęcimiu.
Celem wpisu jest zapoznanie z życiem tego człowieka chyba mało nam znanym.