Agent_Centrali_Rybnej

 
Rejestracja: 2016-10-26
Kiedy rybkę sobie zjecie, wnet się lepiej poczujecie!
Punkty142więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 58
Ostatnia gra
Kanasta

Kanasta

Kanasta
6 lat 70 dni temu

Czy moja morda pasuje do Forda?

Po ostatnich przygodach z moim samochodem marki Oltcit zacząłem się zastanawiać nad zakupem innego auta. Po prostu chyba jacyś wandale uwzięli się na mnie i co jakiś czas na moim cacku wypisywali nieobyczajne teksty oraz rysowali brzydkie rysunki. Takie dokuczanie to nie na moje nerwy, tego już jest za wiele. Ja jak wiecie jestem osobą znaną i szanowaną w Kołobrzegu więc nie mogę sobie pozwolić na takie zachowanie niekulturalnej młodzieży wobec mnie. Chociaż silnik mojego Oltcita jest w stu procentach sprawny i odpala nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach to jednak po wandalskich wybrykach karoseria zaczyna się sypać i widać że nadgryzł ją ząb czasu. Pomyślałem więc nad zamianą samochodu choć nie łatwo będzie mi się rozstać z towarzyszem mych ostatnich dwudziestu lat. Przeżyłem w nim wiele pięknych chwil, których nie zapomnę do końca życia i o jeden dzień dłużej. Jednak czas jest nieubłagany i zamiana na lepszy model ze łzami w oczach jest jednak konieczna. Tak więc ostatnio wpadł mi w oko niezły wózek. Jest to Ford Fiesta z 1998 roku, pojemność 1,3l benzynka z gazem!!! Ten gaz w nim to piękna sprawa ponieważ będę mógł zaoszczędzić dużo pieniążków które później będę mógł przeznaczyć na uciechy duchowe i cielesne. Owe cacko kosztuje 1500 zł a ja jestem już bliski zebrania całej tej kwoty. Ford jak również Oltcit to marki samochodów dla prawdziwych twardzieli a ja się chyba zaliczam do tej grupy więc powinien do mnie przypasować. Oczywiście największym kryterium przy wyborze samochodu jest z wiadomych celów wielkość tylnej kanapy. Takie samochody jak Fiat czy Nissan odpadają w przedbiegach, to bardziej marki dla wymoczków. Ja muszę się czuć królem szos za kierownicą. Dlatego chciałbym poradzić się was co sądzicie o takim wyborze i czy macie może jakieś lepsze propozycje. Jak zwykle pozdrawiam ze słonecznego Kołobrzegu do którego serdecznie zapraszam na wakacje. Mietek.


Sen z gołymi babami

Dziś miałem sen, piękny sen. Śniło mi się że przemierzałem jakąś cudowną krainę w której chciało się być wiecznie. Były w niej drzewa owocowe, zwierzątka, jakieś dziwne stworki i cały czas świeciło słońce. Mijał mi tam sympatycznie czas zbijając bąki pod drzewem owoca mango. W pniu tego drzewa był również kranik z którego leciał bez końca spirytus. Po jakimś czasie podszedł do mnie skrzat i powiedział żebym poszedł z nim to nie pożałuję. Zgodziłem się i poszedłem. Szliśmy tak beztrosko przez dłuższy czas i w końcu doszliśmy do rzeki. Skrzat mnie tam opuścił. Po drugiej stronie rzeki ukazał się moim oczom niebywały widok. Były tam tysiące a może i miliony gołych bab! Kobiety te były wszystkich ras i kolorów żyjących na świecie. Bardzo mnie to podnieciło a ponieważ rzeka była szeroka i leżała w wąwozie poszedłem szukać mostu. Po całym dniu wędrówki doszedłem do upragnionego mostu. Chciałem czym prędzej po nim przejść na drugą stronę lecz moim oczom ukazało się jakieś dziwne stworzenie. Było to to niebieskie, miało może z pół metra i nie miało głowy. Biła od niego niebieska łuna światła. Stworek ten wyglądał jak Papa Smerf lecz gadał do mnie brzuchem. Był to strażnik tego raju. Powiedziałem mu że natychmiast chcę przejść na drugą stronę rzeki bo stamtąd też widziałem same gołe baby. Już nawet miałem w planie biec prosto do pięknych czekoladek. On stwierdził, że przejdę jeśli odpowiem na zagadkę i mam na odpowiedź 5 sekund. Zgodziłem się bo już nie mogłem się doczekać a on zapytał: co to za zagadka, dwie kulki i armatka? Zdziwiło mnie to pytanie, jednak myślałem, myślałem i nic w tym czasie nie wymyśliłem. Po chwili stworek ten wystrzelił jak z katapulty w powietrze, ja natomiast zacząłem spadać w dół. Obudziłem się cały spocony i roztrzęsiony lecz kindybał cały czas stał na baczność.

Autorski przepis na budżetowe gołąbki

Dzień dobry. Dzisiaj chciałbym przedstawić Wam prosty przepis na budżetowe gołąbki według mojej receptury. Stworzyłem ten przepis z myślą o tych, którym nie starcza do kolejnej wypłaty. Ja po wypłacie najczęściej baluje a po dwóch tygodniach zazwyczaj mam w portfelu echo więc jest to jakieś rozwiązanie dla mnie. A więc zaczynamy. Pierwszą rzeczą jest znalezienie jakiegoś dużego, tłustego gołębia. Należy go oczywiście najpierw złapać. Ja najczęściej walę do nich z procy i zawsze jakiś tam się upoluje. Gdy mamy już gołębia musimy go wypatroszyć. Gdy jest dorodny to bardzo dobrze, a do bardziej wychudzonych wkładam kostkę smalcu do bebechów i zaszywam. Następnie takiego gołębia należy przesmarować musztardą. Bierzemy kapustę kiszoną a nie liście i obtaczamy w niej tegoż gołębia. Tak wiem, jest to innowacyjny przepis ale uwierzcie na słowo - bardzo dobry. Kolejną rzeczą jest powbijanie rozmarynu w cały korpus. Ma to przypominać znanego i lubianego mięsnego jeża. Na ten rozmaryn wbijamy z kolei rodzynki gdyż chcemy żeby był to mięsny jeż z kulkami ze słodkim posmakiem. Tak spreparowanego gołąbka wkładamy do piekarnika na półtorej godziny w 150 stopniach. Gdy skórka się zezłoci jest on gotowy do spożycia. Nie jest co prawda danie z wykwintnych restauracji Mediolanu czy Nowego Jorku aczkolwiek myślę, że prostemu człowiekowi może przypaść do gustu. Jest to mój autorski przepis a danie te zawsze bardzo przyjemnie łechcę moje podniebienie. To już dzisiaj na tyle. Życzę smacznego i do następnego. Mietek


Jak wyrwać małolatę latem

Zbliża się lato więc jest to fantastyczny czas dla wszystkich, również dla mnie. Już za około miesiąc zjadą się do Kołobrzegu ludzie z całej Polski i nie tylko. Ja już od około 18 roku życia staram się ten letni czas wykorzystać na 100%. Codziennie pod wieczór wychodzę w okolice molo i obserwuję. Jestem przy tym ładnie ubrany czyli koszula, sandały itp. Wygląd ma tutaj bardzo ważne znaczenie więc nie chcę wyglądać jak ostatni łachmyta. Chodzi tam najczęściej bardzo dużo małolatek czyli tzw. gąsek. Ja ogólnie gustuję w paniach 40 – 60 letnich, którym nie trzeba nic tłumaczyć tylko od razu można zabierać się do rzeczy. Nie jestem jednak w stanie przepuścić każdej nadarzającej się okazji szczególnie latem. Jestem więc niczym przyczajony tygrys a gąski 16 – 18 letnie są dla mnie bardzo łatwym łupem. Można by powiedzieć że jeszcze gąski a już kąski, niektóre naprawdę są fajne. Mam oczy dookoła głowy i obserwuję rozwój sytuacji aż do godzin nocnych. W międzyczasie spożywam znaczne ilości alkoholu i gdy jestem już rozluźniony wkraczam do akcji. Wybieram potencjalny łup, podchodzę i zaczynam gadkę. Po bliższym zapoznaniu i poczęstowaniu gąski alkoholem składam jej różne obietnice i szeptam do niej czułe słówka. Mówię, że chyba ją kocham i takie tam pierdoły. Gdy alkohol zaczyna buzować u takiej gąski zmieniam ton i zaczynam działanie rękoma. Kulturalnie i taktownie obrażam taką gąskę, że nie musi wstydzić się przy mnie zachowywać jak dziwka i tym podobne. To rozbudza u nich najgorętsze żądze a ja mam pewność że gąska taka wpadła w moje sidła i jest już moja.


Dokuczliwe sytuacje w pracy

Witam serdecznie. Nie wiem czy to normalne dlatego chciałbym poznać wasze opinię. Często jest tak, że po mocno zakrapianym weekendzie kręci mi się w głowie w pracy do środy włącznie. To znaczy nic się nie dzieje gdy pracuję na miejscu na hali tylko gdy wyjeżdżam Roburem z towarem w trasę. Bardzo często gdy prowadzę przeżywam różne dziwne rzeczy, które nie dzieją się gdy pracuję na miejscu w Kołobrzegu. Kilka ostatnich razy tak mnie wytrzęsło i wytelepało w kabinie, że później cały dzień tylko bekałem. Czułem tylko mocny posmak winny w ustach oraz mieszało mi się w brzuchu. Musiałem całe trasy jeździć z otwartymi oknami żeby ten zapach się ulatniał. Dodatkowo kręciło mi się w głowie co praktycznie nigdy nie ma miejsca. Aż wstyd jechać do klienta z takim wyziewem z ust. Nawet gdy zjem 4 gotowane kiełbasy śląskie i puree ziemniaczane ze smalcem na obiad posmak alkoholowy pozostaje. Gdy piję w trasie wodę gazowaną to znowu odbija mi się tylko żabami i kijankami oraz puszczam bąki. Nawet gdy jest zimno trzeba jeździć z otwartymi oknami żeby wietrzyć te zapierdziane siedzenia oraz żeby winny zapach się ulatniał. Czy wam to też się zdarza czy tylko mnie? Jest to dosyć uciążliwe bo gdy jadę w 100 kilometrową trasę to przez 2 i pół godziny tylko bekam oraz ulatniam gazy. Ja już nie wiem co robić żeby choć raz przejechać trasę ze spokojem. Pozdrawiam i udanego popołudnia życzę.