Delegalizacja, delegalizacja, delegalizacja. Ostatnio znowu bardzo modne słowo, które wykorzystywane jest najczęściej przez cudaków pokroju ludzi Nowoczesnej, Obywateli RP lub innych bateryjek. Również szeroko pojęta "prawica" zaczyna sobie używać w swoich sformułowaniach tejże delegalizacji coraz chętniej (np. zdelegalizować islam albo PO, lol), co jest równie debilne. I w ten oto sposób jedne matoły nakręcają resztę baranów, którzy serio teraz wierzą, że za delegalizacją stowarzyszenia stoją jakieś potężne konsekwencje prawne i zdyskredytowanie w życiu publicznym/politycznym. Ciemny lud oczekuje więc, że jeśli jakimś cudem dojdzie kiedyś do delegalizacji takich organizacji jak MW lub ONR, to wszyscy ci ludzie z tym związani, działający i dowodzący zostaną wymazani z życia publicznego na amen, a cały ruch przestanie w okamgnieniu istnieć. Jedynym mankamentem dla tych za "delegalizacją" jest to, że "oni" ZEJDĄ DO PODZIEMIA. Otóż nie, nie będą musieli.
Naiwniacy nie wiedzą lub nie rozumieją, na czym polega w Polsce "delegalizacja" stowarzyszenia. Jest to tylko i wyłącznie rozwiązanie go na mocy sądu, wykreślenie z rejestru stowarzyszeń. Koniec, na tym się cała straszna "egzekucja" kończy. Stowarzyszenie formalnie przestaje istnieć i nie może ono działać dalej w takiej formie, która miała miejsce do czasu rozwiązania. Rzeczywiste konsekwencje są tu niemal zerowe. Aktywiści, działacze, osoby pełniące wyższe funkcje z tej "zdelegalizowanej" organizacji nie idą do więzienia, nie dostają kary śmierci, nie maja w przyszłości zakazu uczestnictwa lub prowadzenia innego stowarzyszenia lub w ogóle zakazu udziału w życiu publicznym/politycznym. Co się więc by stało z takim MW lub ONR? Działałby pod inną nazwą, formalnymi celami statutowymi (ewentualnie w nieco delikatniejszym przekazie) oraz "barwami". Kosmetyczne zmiany i jazda. Z jeszcze większym rozmachem i chwałą, bo przecież "zbite" przez władze. Ile to już lat chrzanienia o tym, że się zdelegalizuje tych czy innych. Dzięki temu ujadaniu te stowarzyszenia są parę kroków do przodu przed tymi, co mogą ich tylko teoretycznie "udupić". Jedynym problemem "zdelegalizowanych" byłaby na nowo papierkowa robota (procedura zarejestrowania nowego stowarzyszenia), która potrwa co najwyżej kilka tygodni. Tyle. Dawno nie pisałem o polityce, ale naiwność i brak wiedzy szerzone na taką skalę to cyrk, więc wyprowadzam owieczki z błędu.
Miłego tygodnia!