Budzę się rano otwieram oczy
z pytaniem...czym mnie ten dzień zaskoczy
6grudnia...Mikołajki
niech ten dzień będzie jak z bajki
niech z rana samego krasnoludki
śniadanko naszykują
kubek mleczka ciepłego i bułeczka z masłem
może być do tego...
potem niech zjawi się dobra wróżka
tak cichutko szepnie mi do uszka
przygotuj się na czary...
oj ale mam marzenia
powiesz że nie do spełnienia
że dawno wyrośliśmy z tego
dziecięcego świata bajkowego
Prawda...
ale w każdym człowieku gdzieś na samym dnie
ukryta jest wiara że...
Życie kiedyś oczaruje i taki scenariusz podaruje
Wszelkie dotychczasowe troski znikną
jak za różdżki dotykiem
serce równym rytmem zabije
Mówiąc...nie bój się...żyjesz
białe czyste kartki papieru
żyć zaczną słowami
nie otwarte koperty otworzysz
bez lęku żadnego
to naprawdę nic takiego
Tylko wierzyć trzeba
Nie wpadać w zwątpienie
A na pewno jeszcze zagram
Na tej życia scenie
nicola555
Warszawa
Rejestracja:
Chce nieść Twoje usta,chcę widzieć Twe oczy,chcę czuć Twoje serce i dotykać włosy,chcę trzymać Twą rękę i iść aż do słońca...
Ostatnia gra
...Rano...
W nieładzie włosów z koszulką na jednym ramieniu
Zerwałam się ze snu błogiego
Nieświadoma wyglądu,wszak spałam
W lustrze się nie przeglądałam
Tak mi się zdawało...dzwonek
Otworzyłam...zaskoczenie...zdziwienie
Tak rano...kto i dlaczego
Jakiś czas trwało nim do mnie dotarło
Nie...nie ma mnie tu
Nie w takim stanie miało być to spotkanie
Nic nie mów...błogosławiona cisza
Muszę sobie poukładać słowa
Pobiec,ubrać się nie całować
ale na nic logiczne z rana myślenie
Kiedy oplotłeś mnie ramionami
Wbrew sobie...przytulałam się
A koszulka więcej się zsuwała
Nagą pierś odsłaniała
Kiedyś,dawno zbudowałeś most
Zawieszony na nieboskłonie
Z gwiazdami jak latarniami
Jesteś odbiciem moich pragnień
Przychodzisz niespodziewanie
Na moich ustach drżących rodzi się pytanie
Nie pozwólmy dłużej na przemijanie
Nie błądźmy w poszukiwaniu nieba
Wystarczy cichy zakątek...
Na krańcu ziemi..tam będziemy
Ciszą i łoskotem
Mową i milczeniem
Blaskiem jak i cieniem
Zerwałam się ze snu błogiego
Nieświadoma wyglądu,wszak spałam
W lustrze się nie przeglądałam
Tak mi się zdawało...dzwonek
Otworzyłam...zaskoczenie...zdziwienie
Tak rano...kto i dlaczego
Jakiś czas trwało nim do mnie dotarło
Nie...nie ma mnie tu
Nie w takim stanie miało być to spotkanie
Nic nie mów...błogosławiona cisza
Muszę sobie poukładać słowa
Pobiec,ubrać się nie całować
ale na nic logiczne z rana myślenie
Kiedy oplotłeś mnie ramionami
Wbrew sobie...przytulałam się
A koszulka więcej się zsuwała
Nagą pierś odsłaniała
Kiedyś,dawno zbudowałeś most
Zawieszony na nieboskłonie
Z gwiazdami jak latarniami
Jesteś odbiciem moich pragnień
Przychodzisz niespodziewanie
Na moich ustach drżących rodzi się pytanie
Nie pozwólmy dłużej na przemijanie
Nie błądźmy w poszukiwaniu nieba
Wystarczy cichy zakątek...
Na krańcu ziemi..tam będziemy
Ciszą i łoskotem
Mową i milczeniem
Blaskiem jak i cieniem
.............
Na moje oczy spadają ćmy nocy
Bezszelestnie,cichutko
Sen pod powiekami wygodnie się układa
Lecz myśli nie pragną uśpienia
Przefruwają po tym co było i po tym co trwa
Zaciskam mocniej powieki
Wtulam się w miękkie poduchy
Nie zasypiam...noc z ćmami nadal dokazuje
Życie zawiłe wzorki maluje
A za oknem deszcz w szyby uderza
Wiatr puka...płacze
Uparta ciemność rozciąga się w wieczność
Obraz na palecie barw rozmazuje się
Po marzeniach cisza pozostaje
W strefie tajemnic nic nie wiem
W pytaniu o jutro nie znajduję słowa
Czy pójdziesz w prawo...kto wie
Czy w miłości zatracę się...
Jak w podróży bez adresu
Na przystanku bez nazwy wysiądę
by podążać za swoim ja
by szukać słów co się zagubiły
senne miraże...światło w ciemności
odwieczne pytanie...kochać czy nie
upadać i kolejny raz się podnosić
myśli nieposkładane w rządku poukładać
spazmatyczny krzyk uwolnić z kajdan
Przysiąść w fotelu głębokim
Skulić się do okruszka najmniejszego
Dłońmi wesprzeć głowę strudzoną
Zapatrzeć się w ognie figlarne na kominku
Zacząć wszystko jeszcze raz...
jeszcze mamy na to czas...
Bezszelestnie,cichutko
Sen pod powiekami wygodnie się układa
Lecz myśli nie pragną uśpienia
Przefruwają po tym co było i po tym co trwa
Zaciskam mocniej powieki
Wtulam się w miękkie poduchy
Nie zasypiam...noc z ćmami nadal dokazuje
Życie zawiłe wzorki maluje
A za oknem deszcz w szyby uderza
Wiatr puka...płacze
Uparta ciemność rozciąga się w wieczność
Obraz na palecie barw rozmazuje się
Po marzeniach cisza pozostaje
W strefie tajemnic nic nie wiem
W pytaniu o jutro nie znajduję słowa
Czy pójdziesz w prawo...kto wie
Czy w miłości zatracę się...
Jak w podróży bez adresu
Na przystanku bez nazwy wysiądę
by podążać za swoim ja
by szukać słów co się zagubiły
senne miraże...światło w ciemności
odwieczne pytanie...kochać czy nie
upadać i kolejny raz się podnosić
myśli nieposkładane w rządku poukładać
spazmatyczny krzyk uwolnić z kajdan
Przysiąść w fotelu głębokim
Skulić się do okruszka najmniejszego
Dłońmi wesprzeć głowę strudzoną
Zapatrzeć się w ognie figlarne na kominku
Zacząć wszystko jeszcze raz...
jeszcze mamy na to czas...
Niesforne myśli
Dziś z rana samego sitkiem myśli łapałam
Takie niesforne były,że się we wszystkie strony porozłaziły
Co jedną złapałam druga mi umykała
W chowanego się bawić chciały...tak ze mną żartowały
Bo moje serce ma dziś różowe kolorki
I różowo się śmieje,a sprawiło to Twoje ciepłe słowo
I już jest w sercu tak różowo
Kocham być zakręcona
Od rana samego słodkim smakiem się opychać
Uśmiechem zarażać wszystkich dookoła
Ciepłem miłości się dzielić
Opowiadać z sensem czy nie
Nie ważne nie
Złapać Amora ucałować
Nawet jak będzie protestować...całować
Spełnić wreszcie swe marzenia
Pocałunki jak pociski załadować...wystrzelić
Patrzeć w Twoje oczy...iskierki zapalać
I chwalić się chwalić
że taka miłość mi się dostała
Pod skrzydłami serc przystań spokojna
I bezpieczny port
Śpiewajmy i chwalmy los
Mój Anioł nie zaspał...był
Nasze dwa cienie odbite na ścianie
Ciepłe światło świecy obejmuje nagie ciała
Zcala,jednoczy...gra muzyka
Szaleństwo...Ty i ja...ogień ciał
Czy jesteś gotowy na podróż
Bez końca,bez adresu,bez daty.......
Takie niesforne były,że się we wszystkie strony porozłaziły
Co jedną złapałam druga mi umykała
W chowanego się bawić chciały...tak ze mną żartowały
Bo moje serce ma dziś różowe kolorki
I różowo się śmieje,a sprawiło to Twoje ciepłe słowo
I już jest w sercu tak różowo
Kocham być zakręcona
Od rana samego słodkim smakiem się opychać
Uśmiechem zarażać wszystkich dookoła
Ciepłem miłości się dzielić
Opowiadać z sensem czy nie
Nie ważne nie
Złapać Amora ucałować
Nawet jak będzie protestować...całować
Spełnić wreszcie swe marzenia
Pocałunki jak pociski załadować...wystrzelić
Patrzeć w Twoje oczy...iskierki zapalać
I chwalić się chwalić
że taka miłość mi się dostała
Pod skrzydłami serc przystań spokojna
I bezpieczny port
Śpiewajmy i chwalmy los
Mój Anioł nie zaspał...był
Nasze dwa cienie odbite na ścianie
Ciepłe światło świecy obejmuje nagie ciała
Zcala,jednoczy...gra muzyka
Szaleństwo...Ty i ja...ogień ciał
Czy jesteś gotowy na podróż
Bez końca,bez adresu,bez daty.......
...po horyzont...
w smudze cienia z pod zamkniętych powiek
w uwięzionym umyśle rysuję obraz
od początku po kres
niebieski horyzont...kreska nieba i ziemi
dal
od pragnienia po nieziemskie uczucie
energia rozpiera...woła
sprawiedliwi ci co prawdziwą miłość znają
choć nie zna ona żadnych ograniczeń i reguł
to nic...to nic...moja jest
to mój kwiat piękniejszy od innych
to rozmowa archaniołów
ulotny świat
kiedyś zrozumie życie...i myśli poukładam
tak ma być...nasze ołtarze ozdobione miłością
odkryte ciało spragnione dotyku
rozchylone wargi ze słowem bez echa
dłoń wyciągnięta tęsknotą gnana
przywieram i trwam...czas staje
wiatr za oknem śpiewa
płatki śniegu ciekawie w okno zaglądają
zatrzymać myśli,uwięzić,zapisać
niech w przyszłości słowami
w opowiadania się układają
w uwięzionym umyśle rysuję obraz
od początku po kres
niebieski horyzont...kreska nieba i ziemi
dal
od pragnienia po nieziemskie uczucie
energia rozpiera...woła
sprawiedliwi ci co prawdziwą miłość znają
choć nie zna ona żadnych ograniczeń i reguł
to nic...to nic...moja jest
to mój kwiat piękniejszy od innych
to rozmowa archaniołów
ulotny świat
kiedyś zrozumie życie...i myśli poukładam
tak ma być...nasze ołtarze ozdobione miłością
odkryte ciało spragnione dotyku
rozchylone wargi ze słowem bez echa
dłoń wyciągnięta tęsknotą gnana
przywieram i trwam...czas staje
wiatr za oknem śpiewa
płatki śniegu ciekawie w okno zaglądają
zatrzymać myśli,uwięzić,zapisać
niech w przyszłości słowami
w opowiadania się układają